Po południu za euro płacono ponad 4,07 zł, a za dolara powyżej 3,30 zł. Frank szwajcarski był już bliski 3,40 zł. Zdaniem analityków wynikało to z realizacji zysków na koniec tygodnia. – Krajowe dane już dawno nie mają wpływu na rynek, tak samo było z płacami i zatrudnieniem – komentował Bartłomiej Rostek, diler walutowy z ING BSK. W jego ocenie kierunek polskiej walucie będą nadal nadawały wydarzenia i informacje na rynkach bazowych.

A tu najważniejszy będzie wpływ na notowania pary euro-dolar kwestii greckiej, która – jak podkreśla Marek Rogalski, główny analityk walutowy DM BOŚ – stanie się kluczowym wątkiem w najbliższych dniach, a także wątek hiszpański. – Teoretycznie rynek nastawia się pozytywnie na fakt możliwego złożenia oficjalnego wniosku o pomoc finansową przez tamtejszy rząd, ale nie oczekujmy, iż dojdzie do tego, zanim oficjalnie ruszy Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (czyli najwcześniej 13 września). Mamy zatem lukę czasową i znów sporo potencjalnych niedomówień w kwestii „planu Draghiego" – podkreśla Rogalski.

– Mogły ją w ostatnich dniach wypełnić spekulacje nt. potencjalnego zainicjowania programu QE3 przez FED, ale ostatnie publikacje danych makroekonomicznych (w tym dzisiaj nastrojów konsumenckich Uniw. Michigan – wskaźnik wzrósł w połowie sierpnia do 73,6 pkt. wobec oczekiwanych 72,4 pkt.) zmniejszają prawdopodobieństwo takiego ruchu już na wrześniowym posiedzeniu FED. I publikowane w najbliższą środę zapiski z sierpniowego spotkania niewiele tutaj zmienią. To dobrze tłumaczy, dlaczego dolar znów zyskuje względem głównych walut i dlaczego tendencja ta może się utrzymać także w najbliższych dniach – podsumowuje.

Jego zdaniem w najbliższych dniach USD/PLN będzie atakować ważny opór na 3,34, a EUR/PLN może się wrócić w okolice 4,10.

W najbliższych tygodniach dla złotego najważniejszy będzie jednak komunikat po posiedzeniu RPP 5 września.