PGNiG i Lo­tos na­dal po­win­ny in­we­sto­wać w Nor­we­gii

Mi­mo pro­ble­mów z uru­cho­mie­niem eks­plo­ata­cji ro­py i ga­zu obie gru­py bę­dą konty­nu­ować in­we­sty­cje zwią­za­ne z dy­wer­sy­fi­ka­cją pro­jek­tów po­szu­ki­waw­czo­-wy­do­byw­czych.

Aktualizacja: 12.02.2017 20:58 Publikacja: 09.09.2012 14:29

Skandynawia

Skandynawia

Foto: Archiwum

Kilka lat temu Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo oraz Grupa Lotos podjęły strategiczne decyzje o rozpoczęciu poszukiwań, a potem wydobycia ropy i gazu na szelfie norweskim. Jednym z celów była dywersyfikacja portfela posiadanych koncesji oraz w miarę szybkie rozpoczęcie eksploatacji odkrytych już złóż. PGNiG kupiło udziały w złożu Skarv, a Lotos w Yme. Obu spółkom pierwotnie założonych terminów rozpoczęcia wydobycia nie udało się dotrzymać. Co więcej, dziś nikt nie może dać gwarancji, że kolejne nie będą znów przesunięte. W ocenie analityków występujące problemy nie są jednak argumentem za wycofaniem się polskich firm poszukiwawczo-wydobywczych z Norwegii czy też ograniczenia inwestycji na tamtejszym rynku.

Wojciech Kozłowski z Espirito Santo Investment Bank przypomina, że PGNiG i Lotos mają w swoim portfelu kilka licencji poszukiwawczych w Norwegii. Produkcja może się zacząć dopiero w perspektywie kilku lat. – Projekty takie jak Yme w Lotosie czy Skrav w PGNiG są obarczone tak dużym ryzykiem, że spółki słusznie robią, dywersyfikując portfolio – argumentuje Kozłowski. Uważa, że kupowanie udziałów w norweskich złożach mimo wyższych kosztów wydobycia w tym kraju ma swoje plusy. – Norwegia jest cały czas bezpiecznym źródłem wydobycia węglowodorów. W przypadku polskich spółek ropa czy gaz płynący z północnego kierunku ma też dodatkową zaletę – te złoża są stosunkowo blisko naszego kraju – tłumaczy Kozłowski.

– Nieudana inwestycja Lotosu w Yme nie powinna zniechęcać polskich firm do prowadzenia działalności poszukiwawczo-wydobywczej w Norwegii. Na przykładzie gdańskiej grupy widzimy, że jest ona wysoce ryzykowna, ale jeśli zakończy się rozpoczęciem eksploatacji, to przynosi ogromne zyski – twierdzi z kolei Łukasz Prokopiuk, analityk Domu Maklerskiego IDMSA.

W ocenie analityków najbardziej zaawansowane projekty wydobywcze PGNiG i Lotosu, mimo pewnych cech wspólnych, różnią się diametralnie. I tak PGNiG poprzez swoją firmę zależną PGNiG Norway pierwsze koncesje o nazwach PL212, PL212B i PL262 (obejmują złoże Skarv) kupiło od ExxonMobil w lutym 2007 r. Za 11,9 proc. udziałów zapłaciło 360 mln USD (1,17 mld zł według obecnego kursu NBP). PGNiG liczyło, że produkcja z tego złoża ruszy w drugim kwartale tego roku. Ze względu na niekorzystne warunki atmosferyczne na Morzu Norweskim, które uniemożliwiały instalację przewodów produkcyjnych, termin ten musiano przesunąć. Najnowsze prognozy mówią o rozpoczęciu wydobycia w czwartym kwartale. – W chwili obecnej nie mamy podstaw do zmiany tej prognozy. Uzyskaliśmy zapewnienie od operatora projektu (koncern BP), że uruchomienie wydobycia w IV kwartale jest możliwe i operator dopełni wszelkich starań, aby wypełnić harmonogram – twierdzą przedstawiciele PGNiG. Dodają, że wszystkie prace przygotowawcze odbywają się zgodnie z planem.

Nie wszyscy jednak wierzą w nowe prognozy. – Zakładam, że wydobycie ze złoża Skarv ruszy pod koniec pierwszego kwartału 2013 r. Możliwy jest też wzrost kosztów jego zagospodarowania, ale dziś trudno cokolwiek przewidzieć o ich wielkości – uważa Prokopiuk. Dodaje, że każde opóźnienie związane z rozpoczęciem wydobycia ropy i gazu oraz rosnące koszty zagospodarowania mają negatywny wpływ na opłacalność projektów. – Niezależnie od tego inwestycja w złoże Skarv, gdy już ruszy jego eksploatacja, powinna przynieść zyski – dodaje Prokopiuk.

PGNiG o wysokości dodatkowych nakładów w Skarv nie informuje. Zapewnia, że projekt wciąż charakteryzuje się wysoką rentownością. Przypomina, że w chwili zakupu udziałów cena ropy nie przekraczała 60 dolarów za baryłkę. – Od tej pory nie tylko znacząco wzrosły ceny ropy, ale także udało nam się dokonać nowych odkryć w ramach tego projektu (m.in. złoże Snadd North), które doprowadziły do wzrostu łącznych rezerw o ponad 30 proc. – twierdzą przedstawiciele PGNiG. Spółka przypomina, że zgodnie z norweskimi regulacjami 93 proc. wartości nakładów inwestycyjnych jest odliczane od podatków płaconych w tym kraju. W efekcie po rozpoczęciu wydobycia nie będzie płacić przez kilka lat podatków, i to pomimo osiąganych zysków.

PGNiG cały czas jest też zainteresowane nabywaniem udziałów w nowych koncesjach w Norwegii. – Startujemy tam standardowo we wszystkich rundach koncesyjnych. Nasz udział w kolejnych rundach będzie zależał od obszarów, które zostaną zaoferowane przez norweski rząd – informuje spółka. Priorytetem firmy jest jednak wykorzystanie koncesji, które już posiada. Obecnie PGNiG dysponuje 11 koncesjami. Wszystkie znajdują się na Morzu Norweskimi. Poza trzema licencjami obejmującymi złoże Skarv spółka nie płaciła za ich nabycie.

Inną historię ma inwestycja Lotosu w złoże Yme. Zarząd spółki długo zwlekał z podjęciem ostatecznej decyzji w tej sprawie. Wydobycie ze złoża zlokalizowanego na norweskim szelfie, w którym firma ma 20 proc. udziałów, przeciągało się, a kolejne terminy, wyznaczane przez głównego operatora – firmę Talisman Energy – mijały. Pierwotne plany zakładały wydobycie z Yme do 100 tys. ton ropy kwartalnie już od 2010 r. Do dnia dzisiejszego nie rozwiązano jednak problemu niesprawnej platformy wiertniczej. – Wnioskując z komunikatów głównego operatora złoża, naprawa platformy może dotyczyć kilku rozmaitych elementów i w dalszym ciągu nie ma przejrzystego planu, czy bardziej opłacalne jest całkowite zastąpienie platformy nową czy lądowa naprawa istniejącej. Biorąc powyższe pod uwagę, rozpoczęcie eksploatacji tego złoża może się przesunąć o kilka lat – twierdzi Jerzy Nikorowski z BM BNP Paribas.

Gdański koncern nie może sobie jednak pozwolić na czekanie przez kolejne lata na rozwiązanie problemu, tym bardziej że wydobycie z Yme miało być kołem zamachowym dla spółki w segmencie poszukiwań i wydobycia. Także moce produkcyjne Lotosu przygotowane do przeróbki zwiększonych wolumenów surowca, po oddaniu instalacji budowanych w ramach Programu 10+, nie pozwalają spółce na wykorzystanie efektów skali w rafineriach. Firma już cierpi z powodu opóźnień. W drugim kwartale była zmuszona do dokonania kolejnego, drugiego już odpisu aktualizującego wartość projektu – wartość ostatniego odpisu sięgnęła 935 mln zł.

Dlatego grupa chce w ciągu trzech lat sprzedać swoje udziały w projekcie i odzyskać wszystkie zainwestowane tam pieniądze. W sumie Lotos włożył w Yme 1,7 mld zł. – Naszą intencją jest odzyskanie całości tej kwoty i zainwestowanie pieniędzy w inne perspektywiczne projekty na szelfie – mówi Paweł Olechnowicz, prezes Lotosu.

Lotos planuje zakup udziałów w już działającym złożu w Norwegii. Rozpatruje złoże o produkcji 5–8 tys. baryłek ropy na dobę, na co chce wydać 200 mln dolarów. Dzięki nabyciu złoża, które już generuje dochody, spółka będzie mogła odzyskać środki „ulokowane" w tarczy podatkowej na projekt Yme. Dzięki wykorzystaniu rozliczeń podatkowych realna kwota inwestycji może być zmniejszona do ok. 120 mln dolarów.

– Kierunek działania Lotosu jest dobry. Można mieć jednak obawy co do doboru odpowiedniego projektu – twierdzi Wojciech Kozłowski z Espirito Santo Investment Bank. Obawia się, że koncern, chcąc jak najszybciej odzyskać utracone pieniądze, może kupić udziały w złożu w jakimś sensie gorszym, np. z wyższymi kosztami wydobycia. – Motywem może być chęć uwolnienia aktywa podatkowego, a nie zarabianie na takim złożu. Pośpiech przy zakupie może być w tym kontekście złym doradcą – zaznacza analityk.

Zdaniem analityków w krótkim terminie trudno będzie Lotosowi odzyskać całą zainwestowaną w Yme kwotę. O ile bowiem po zakupie udziałów w już produkującym złożu Lotos może zacząć odmrażać pieniądze z tytułu odroczonego podatku (1 mld), to już na pozostałą część będzie musiał poczekać. Peter Csaszar z KBC Securities zaznacza, że lekarstwem na bolączki Lotosu może być wkroczenie na drogę prawną przeciw Talismanowi lub/i firmie SBM, która jest wykonawcą platformy.

– Podejrzewam, że brakujące 700 mln zł spółka chce uzyskać ze sprzedaży swoich udziałów w złożu Yme. Na dzień dzisiejszy jednak znajdująca się tam platforma jest uszkodzona w takim stopniu, że Lotosowi trudno będzie znaleźć nabywcę na swoje 20 proc. – twierdzi Kozłowski. Część analityków stawia hipotezę, że wycofanie się z Yme i nabycie kolejnego złoża w Norwegii może odbyć się w ramach jednej transakcji łączonej. Potencjalnie więc Lotos, który ma pewne roszczenia prawne do Talismana, może sprzedać mu swoje udziały w projekcie i kupić mniejszościowy udział w innym złożu tego operatora.

[email protected]

[email protected]

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy