Chodzi tu w szczególności o możliwość zawierania transakcji na kilkudziesięciu parach walutowych, od najbardziej popularnej EUR/USD, po egzotyczne, jak EUR/LRY (euro do liry tureckiej).
Każdy inwestor znajdzie więc coś dla siebie. Zanim przystąpi do budowy portfela, powinien jednak zwrócić uwagę na kwestie płynności i kosztów transakcyjnych.
Spread zamiast prowizji
Większość brokerów foreksowych nie pobiera żadnych prowizji za składanie zleceń. Nie oznacza to jednak, że inwestor nie ponosi żadnych kosztów zawierania transakcji. Jego ukrytą prowizją (nie licząc punktów swapowych, odzwierciedlających różnice w wysokości stóp procentowych dla walut z danej pary) jest różnica między ofertą kupna i sprzedaży, czyli tzw. spread. Na czym on polega?
Spójrzmy na przykład. Inwestor zamierzający otworzyć długą pozycję w kontrakcie na EUR/USD w tabeli ofert może zobaczyć następujące kwotowanie: 1,2904/1,2905. Pierwsze cena to oferta kupna (bid), a druga sprzedaży (ask, offer). Otwierając długą pozycję, inwestor płaci 1,2905 USD za każde euro. Gdyby chciał ją od razu zamknąć, musiałby złożyć zlecenie sprzedaży po 1,2904 USD, czyli straciłby jeden pips. Jeśli kontrakt opiewa na 100 000 jednostek waluty, jego kosztem byłoby 10 dolarów. Upraszczając – spread działa tak jak natychmiastowa, niekorzystna zmiana kursu. Zaraz po zawarciu transakcji inwestor jest uboższy o różnicę między cenami bid i ask. Różnice te będą tym większe, im mniejszym zainteresowaniem cieszy się dana para walutowa.
Od eurodolara do egzotyki
Popularność poszczególnych walut dobrze obrazuje klasyfikacja stosowana przez brokerów. Grupuje ona waluty w trzech kategoriach: podstawowej (majors), drugorzędnej (minors) oraz egzotycznej (exotics). W pierwszej lidze są euro, dolar amerykański, funt brytyjski, jen japoński oraz frank szwajcarski. Utworzone z nich pary walutowe: EUR/USD, GBP/USD, USD/CHF, USD/JPY to tzw. wielka czwórka. Są to najbardziej płynne pary, którymi można handlować bez ograniczeń przez całą dobę.