W ubiegłym tygodniu 11 krajów strefy euro zgodziło się współpracować przy wprowadzaniu podatku od transakcji finansowych. W gronie tym na razie nie ma Polski, choć minister finansów Jacek Rostowski powiedział, że „będziemy przyglądać się temu eksperymentowi z życzliwością". Specjaliści jednak już ostrzegają – wprowadzenie tego podatku będzie miało negatywny wpływ na GPW, domy maklerskie oraz zwykłych klientów.
Brokerzy zaniepokojeni
– Wprowadzenie podatku od transakcji finansowych może być dla polityków rozwiązaniem atrakcyjnym z uwagi na fakt, że w odbiorze społecznym funkcjonuje opinia, że to właśnie instytucje finansowe są w dużej mierze odpowiedzialne za spowodowanie obecnego kryzysu – mówi Marek Pokrywka, dyrektor Wydziału Operacyjnego DM BOŚ. Podatek ten – jest to typowy podatek obrotowy – znacząco podniesie koszty realizowanych transakcji zwłaszcza dla aktywnych inwestorów i w konsekwencji spowoduje zmniejszenie płynności obrotu, a rynek bez płynności jest martwy – dodaje.
Podatkiem od transakcji finansowych miałaby zostać objęta każda transakcja przeprowadzana między instytucjami finansowymi na rynku akcji, obligacji i instrumentów pochodnych, gdy choć jedna strona transakcji ma siedzibę w UE. W przypadku akcji i obligacji stawka wyniosłaby 0,1 proc., a w przypadku?instrumentów pochodnych 0,01 proc.
Biorąc pod uwagę fakt, że w ubiegłym roku obroty akcjami na warszawskiej giełdzie wyniosły ponad 250 mld zł, strony transakcji tylko z tytułu obrotu akcjami musiałyby oddać ponad 500 mln zł nowej daniny.
Specjaliści podkreślają, że nałożenie podatku od transakcji finansowych nawet na bardzo niskim poziomie automatycznie sprawiłoby, że zabezpieczenie przed ryzykiem stanie się droższe. – W warunkach mobilności kapitału i różnych regulacji na różnych rynkach strony transakcji postąpiłyby logicznie, przenosząc się na inne bardziej konkurencyjne rynki – mówi Łukasz Wróbel, główny analityk Noble Securities. – Faktyczne koszty takiego podatku zostałyby niewątpliwie przeniesione przez instytucje na klientów ostatecznych, czyli gospodarstwa domowe i firmy, którzy nie mają nic wspólnego ze spekulacjami będącymi celem regulatorów – dodaje.