– Podjęte dotychczas działania, przejawiające się głównie w zaciskaniu fiskalnego pasa, służą przede wszystkim zmniejszeniu deficytu państw i ich długu. To oczywiście jest niezbędne, by przywrócić właściwe zarządzanie finansami publicznymi, ale nieadekwatne z perspektywy tworzenia fundamentów dla wzrostu gospodarczego. Wzrost potrzebuje stymulacji w postaci tworzenia popytu – dodał w rozmowie z „Parkietem" McFarlan.

Gospodarki, które znajdują się w lepszej kondycji fiskalnej, jak np. Niemcy, i które wyraźnie korzystają na wymianie handlowej w ramach wspólnej europejskiej waluty, powinny jego zdaniem podjąć więcej ryzyka i postawić na większe stymulowanie gospodarki dla wspólnego dobra Europy. W przeciwnym wypadku przezwyciężenie kryzysu będzie znacznie trudniejsze dla wszystkich rynkowych graczy i wychodzenie z kryzysu potrwa dłużej.

Na pytanie, czy skoro kryzys zaczął się w USA, powinny być one bardziej zaangażowane we wsparcie Europy, odparł: „Oczywiście, szczególnie że Europa jest jak cegła w dużej budowli, jaką jest światowa gospodarka. Jeśli się ją wyjmie, zawali się cała struktura. Problem Europy polega na tym, że chcąc utrzymać wspólną walutę, państwa nie mają wyjścia i muszą w dłuższej perspektywie oddać część suwerenności i niezależności w tej kwestii. Jest to cena, jaka musi być zapłacona za korzyści, jakie z tego płyną". McFarlan nie zakłada jednak dezintegracji strefy euro, ponieważ byłoby to dużo droższe niż doprowadzenie do ponownej stabilizacji ekonomicznej w regionie.

– Oczywiście wszyscy starają się teraz wytargować dla swojego kraju jak najwięcej, jednak nie obawiałbym się, że strefa euro się rozpadnie – komentuje obecną sytuację.