Globalny handel, i powiązania finansowe same w sobie nie były tak silne by doprowadzić do światowej recesji w 2008 roku w następstwie kryzysu na rynku hipotecznym w USA. Do takiego wniosku doszli Phillippe Bacchetta z uniwersytetu w Lozannie i Eric van Wincop z amerykańskiego University of Virginia. Według niech nie doszło do „zakażenia lecz samospełniającej się paniki".
„Duże straty zlewarowanych finansowych instytucji i towarzyszący temu spadek kredytu nie były bezpośrednio odpowiedzialne za Wielką Recesję", napisali obaj profesorowie w opracowaniu firmowanym przez Zarząd Monetarny Singapuru.
W Stanach Zjednoczonych 86 proc. kupowanych tam dóbr i usług jest pochodzenia krajowego, natomiast szacunki dla akcji, obligacji i aktywów bankowych mówią o 80-90 proc. – Skoordynowane ruchy cen aktywów w naszym modelu samospełniającego się ryzyka paniki są wynikiem globalnej koordynacji sądów na temat ryzyka związanego z dużym kluczowym wydarzeniem pełniącym rolę zapalnika, a następnie wokół określonego czynnika makro, który staje się wskaźnikiem strachu na rynku", twierdzą obaj uczeni. Ich zdaniem nawet mimo ograniczonych powiązań handlowych, czy też stanu posiadania aktywów zagranicznych może okazać się niemożliwy taki szok w Stanach Zjednoczonych, który nie dotknąłby świata. Twierdzą, że kraje panikują razem lub wcale.
Samospełniająca się panika dotyczy także biznesów. Konsumenci będą ograniczać wydatki i zwiększać oszczędności jeśli uznają, że pogarszają się perspektywy zarobków i zatrudnienia. To może negatywnie wpłynąć na popyt i wywołać recesję. Zyski firm zaczną maleć, co będzie je zniechęcało do inwestowania. „Towarzyszące temu zwiększone ryzyko bankructw firm implikuje rosnącą niepewność o przyszły popyt na pracę i zarobki sprawiając, że początkowe sądy same się spełniają" twierdzą obaj profesorowie.