Krajowi gracze mogli tylko z podziwem i zazdrością patrzeć, jak indeksy rynków rozwiniętych pną się do góry, podczas gdy wskaźniki warszawskiego parkietu stały w miejscu. Na szczęście czasy się zmieniły. Nie musimy być już tylko biernymi obserwatorami tego co się dzieje na innych rynkach. Możemy być na nich również aktywnymi graczami.
Oferta coraz szersza
Obecnie niemal wszystkie liczące się domy maklerskie oferują swoim klientom dostęp do rynków zagranicznych. Ostatnio do tego grona dołączył DM BOŚ. Teoretycznie droga do podboju Wall Street czy też Deutsche Borse jest stosunkowo prosta. W większości przypadków wystarczy podpisać specjalny aneks do obowiązującej między klientem a brokerem umowy. Można go znaleźć na stronie internetowej naszego domu maklerskiego. Wypełniony dokument należy przesłać do naszego brokera i po aktywacji usługi oraz przelaniu pieniędzy na rachunek, możemy ruszać na podbój zagranicy.
I tutaj zaczynają się pierwsze problemy. Nawet jeśli wybierzemy rynek i walory, w które chcemy zainwestować, powinniśmy dokładnie przejrzeć tabelę opłat pobieranych przez naszego brokera. Jak się bowiem okazuje, prowizje związane z handlem instrumentami na rynkach zagranicznych, są zdecydowanie większe niż w przypadku opłat płaconych za handel na GPW. To sprawia, że niewielka skala operacji jest często nieopłacalna, gdyż zyski zjadają wysokie prowizje brokerskie.
Uwaga na opłaty
Inwestor kupujący akcje na rynku polskim zazwyczaj musi się liczyć z prowizją na poziomie 0,39 proc. wartości transakcji. Stawki w przypadku inwestycji zagranicznych potrafią sięgać nawet 1 proc. (w wielu domach maklerskich istnieje jednak możliwość indywidualnej negocjacji stawek).
Jakby tego było mało, domy maklerskie ustalają kwoty minimalnej prowizji bądź też naliczają dodatkową opłatę. Te mogą sięgać nawet 100 dolarów bądź euro – w zależności od rynku, na którym inwestujemy. Często także trzeba liczyć się z dodatkowymi opłatami związanymi ze specyfiką rynku, na którym dokonujemy transakcji (np. opłaty rozliczeniowe). Odrębną kwestią pozostaje śledzenie notowań na rynkach zagranicznych. W przypadku wielu domów maklerskich umowy nie przewidują możliwości obserwowania na żywo kursów spółek, a już tym bardziej wglądu w arkusze zleceń. Nawet jeśli broker daje nam taką możliwość, wiąże się to z dodatkowymi opłatami, często idącymi w setkach złotych miesięcznie.