W ubiegłym roku zarządzający funduszami zarobili na czysto 477 mln zł, wynika z danych Komisji Nadzoru Finansowego. To najwyższy poziom, odkąd nadzór zaczął publikować zbiorcze dane o sytuacji finansowej branży TFI, czyli od 2010 r., i o 11 proc. więcej niż w 2013 r.
Pomocna dźwignia
Wyższy zysk netto TFI zawdzięczają wzrostowi aktywów funduszy inwestycyjnych (o 12 proc., do 238 mld zł) i w konsekwencji – wzrostowi przychodów z tytułu zarządzania funduszami (o 8 proc., do 2,6 mld zł).
– TFI to firmy cechujące się wysoką dźwignią operacyjną. To znaczy, że jeżeli przychody rosną szybciej niż koszty (8 proc. vs 6 proc.), wzrost zysku netto jest bardziej dynamiczny (11 proc.) niż wzrost przychodów – tłumaczy Łukasz Jańczak, analityk BESI.
Choć tempo wzrostu zysków TFI było zdecydowanie niższe niż w 2013 r., kiedy przekroczyło 30 proc., to i tak robi wrażenie. Ubiegły rok był okresem wycofywania przez klientów TFI oszczędności z wysokomarżowych funduszy, np. akcji małych i średnich spółek (ponad 1 mld zł przewagi wypłat nad wpłatami), i napływu kapitału do portfeli obligacji (5,7 mld zł napływów netto) oraz gotówkowych i pieniężnych (6,3 mld zł netto). Na tych ostatnich TFI zarabiają średnio trzy razy mniej niż na portfelach akcji. Wzrost przychodów związanych z przyrostem aktywów niskomarżowych wyraźnie skompensował spadek wartości funduszy wysokomarżowych.
Może być jeszcze lepiej
– Perspektywy dla TFI na ten rok są całkiem niezłe, zarządzanie funduszami to biznes na fali wznoszącej. Zarówno w przypadku dalszego wzrostu aktywów funduszy niskomarżowych, jak i przerzucania oszczędności klientów z funduszy niskomarżowych do wysokomarżowych możemy się spodziewać dalszego wzrostu przychodów, a tym samym – zysków – wyjaśnia Jańczak.