To już prawie ostatni moment, by wprowadzić zmiany w projekcie, który od początku budzi wielkie emocje. Nie zabrakło ich także podczas posiedzenia senackiej komisji.
Za nowym modelem, który kosztami finansowania nadzoru obciąża bezpośrednio domy maklerskie, TFI, spółki publiczne, banki oraz ubezpieczycieli, opowiada się nie tylko sam nadzór, ale także GPW i KDPW. Dla tych dwóch podmiotów, które w tej chwili ponoszą łącznie 90 proc. kosztów nadzoru, nowe zasady oznaczają bowiem konkretne oszczędności. Iwona Sroka, prezes KDPW, podczas posiedzenia komisji mówiła także o innych zaletach nowego rozwiązania.
– Chodzi o zmianę systemu, który działał przez wiele lat i był wprowadzany w innych warunkach rynkowych. Dla dwóch instytucji, które są głównymi płatnikami na tę część KNF, która odpowiada za rynek kapitałowy, stanowi to ogromne obciążenie, uniemożliwiające dalszy rozwój, konkurowanie oraz zmianę opłat dla naszych uczestników. Jednocześnie chcę podkreślić, że skala naszych opłat w ostatnich latach systematycznie malała, podczas gdy opłaty na KNF rosły. Nigdy opłaty na nadzór nie były przenoszone na nasze opłaty. Pragnę jednak podkreślić, że KDPW będzie się starał przekładać niższe koszty związane z finansowaniem nadzoru na niższe opłaty dla uczestników rynku, którzy po zmianie systemu będą bezpośrednio płacić na KNF – mówiła Sroka. W podobnym tonie wypowiadał się Karol Półtorak, wiceprezes GPW.
– My jako giełda uważamy, że proponowane zmiany są dobre i prorozwojowe dla rynku kapitałowego. Wszyscy oczekujemy, że koszty obrotu ulegną dalszemu obniżaniu, a to wpłynie na płynność, zainteresowanie inwestorów aktywnym uczestnictwem w rynku, co jest w interesie wszystkich uczestników – podkreślił.
Argumenty te nie trafiają jednak do wszystkich. Przeciwko ustawie wciąż protestuje Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych oraz Izba Zarządzających Funduszami i Aktywami. Zastrzeżenia ma także Związek Banków Polskich.