Wynika to ze stosunkowo niskich kosztów transakcyjnych oraz szerokiego dostępu do cenotwórczych informacji. Kolejne atuty to wysoka płynność i zmienność cen. W ciągu trzech tygodni baryłka ropy typu WTI zdrożała o ponad 40 proc. Wielu inwestorów chyba uwierzyło, że zobaczyliśmy już dołek cen. Słusznie?
Fundamenty
Kwestie fundamentalne sugerują, że jest zdecydowanie zbyt wcześnie, aby odtrąbić triumf byków. Analitycy mówią wprost: nie mówmy o zmianie głównego trendu oraz o powrocie hossy. – Najbliższe miesiące to najprawdopodobniej okres stabilizacji cen. Nadpodaż na rynku jest bardzo znacząca, a najwięksi producenci nie są w stanie wypracować kompromisu nawet w sprawie zamrożenia poziomów wydobycia, nie mówiąc już o jego ograniczeniu – zauważa Kamil Maliszewski, analityk DM mBanku.
Łukasz Wardyn, dyrektor CMC Markets w Europie Wschodniej, zwraca uwagę, że słaba kondycja światowej gospodarki nie sprzyja cenom ropy. – Inny argument to słabość OPEC jako gremium, które wewnętrznie nie mówi jednym głosem – dodaje. Pomimo negatywnych fundamentów pewną pociechę może stanowić chociażby spowolnienie wydobycia surowca w USA.
Technika
Zasięg trwającego odbicia cen ropy poprawił sytuację techniczną na wykresie. Od dołka cena baryłki typu WTI podskoczyła z 26 do 36 dolarów.
– Przełamanie strefy około poziomu 35 dolarów było kluczowe dla zmiany średnioterminowego obrazu na wykresie. Warto zwrócić uwagę, że od stycznia obroty wręcz katapultowały, a w okolicach dołka w lutym były zdecydowanie najwyższe. To dobry znak uwiarygadniający punkt zwrotny i może służyć za argument techniczny za dalszymi zwyżkami w średnim terminie – uważa Wardyn.