W branży maklerskiej słowo „kryzys" odmieniono już na wszystkie możliwe sposoby. Właściwie posucha na rynku trwa już tak długo, że można przyjąć ją za normę, a nie za stan wyjątkowy. Kolejne spotkania branżowe porównywane są do stypy, a optymizm w głosie maklerów można zazwyczaj wyczuć dopiero wtedy, gdy rozmowa schodzi na tematy niezwiązane z biznesem. Ci, którzy starają się zachować dobry humor, zwykle robią dobrą minę do złej gry. Siedzący obok mnie redakcyjny kolega, kiedy widzi, że podsumowuję wyniki domów maklerskich, śmieje się, że w tytule na pewno pojawi się słowo „kryzys" albo „mizeria".
Wszyscy czekają na przełom, ale wydaje się, że na razie można o tym tylko pomarzyć. Kwestia przychodów domów maklerskich to bowiem jedno. Nawet jeśli rynek będzie brokerom sprzyjał i będą płynęły pieniądze, to jest jeszcze druga strona medalu. Chodzi oczywiście o koszty, które wiążą się z prowadzeniem działalności maklerskiej. A te wciąż rosną i – jak twierdzi branża – coraz większa część z nich generowana jest przez nowe przepisy, wytyczne i regulacje, którym poddawane są firmy inwestycyjne.
Wielkie liczenie
Jak wynika z danych Komisji Nadzoru Finansowego, w 2015 r. zagregowane koszty działalności maklerskiej wyniosły 1,04 mld zł i były o ponad 30 mln zł wyższe niż rok wcześniej. To właśnie one przyczyniły się do tego, że strata branży z podstawowej działalności wzrosła z 31,6 mln zł w 2014 r. do 48,6 mln zł rok później. Same przychody z działalności maklerskiej wzrosły bowiem z 971,3 mln zł do 986,5 mln zł. Z perspektywy branży problem jest na tyle poważny, że postanowiła się nim zająć Izba Domów Maklerskich. Jak wynika z naszych informacji, wysłała ona ostatnio prośbę do swoich członków, aby każda instytucja wyliczyła, ile kosztowały ją nowe regulacje, które zostały wprowadzone na naszym rynku. Na podstawie tego ma powstać raport kosztowy branży.
Pod uwagę mają zostać wzięte 23 regulacje. Dotyczą one zarówno tych, które były forsowane przez Komisję Nadzoru Finansowego (m.in. zasady ładu korporacyjnego, zalecenia po BION, wytyczne w zakresie IT), jak i tych, za które odpowiada ustawodawca (m.in. ustawa o rozpatrywaniu reklamacji przez podmioty rynku finansowego i o Rzeczniku Finansowym czy też o zmianach w finansowaniu nadzoru), ale także tych, które są naszemu rynkowi narzucane z góry przez Unię Europejską (m.in. CRD IV/CRR, EMIR, CSR, MAD/MAR).
– Wiele unijnych regulacji, mimo naszych apeli, wprowadzanych jest bez zastosowania zasady proporcjonalności i nie uwzględnia polskich realiów funkcjonowania firm inwestycyjnych. Te nieproporcjonalne i bardzo często merytorycznie nieuzasadnione ograniczenia zwiększają koszty i zawężają możliwości biznesowe. Koszty zwiększają też różnego rodzaju wytyczne KNF, które często są po prostu niepotrzebne, bo w praktyce absolutnie nie przyczyniają się do podniesienia bezpieczeństwa rynku – mówił ostatnio na łamach „Parkietu" Waldemar Markiewicz.