Do niedawna Irlandia była najbardziej dynamiczną gospodarką strefy euro, a ekonomiści wskazywali ją jako wzór do naśladowania. Dziś celtycki tygrys przechodzi najgłębszą w eurolandzie recesję. Tymczasem rząd w Dublinie zamiast projektować szeroko zakrojone pakiety stymulacyjne, musi koncentrować się na łataniu największej wśród państw UE dziury budżetowej. Wczoraj minister finansów Brian Lenihan przedstawił kolejny plan oszczędnościowy, przewidujący cięcia wydatków budżetowych i wzrost obciążeń podatkowych.
[srodtytul]Nadchodzi czas wyrzeczeń[/srodtytul]
Przemawiając przed parlamentem, Lenihan zapowiedział drugą już w ciągu pół roku podwyżkę podatków. Wzrosnąć mają m.in. podatki dochodowe, podatek od zysków kapitałowych oraz akcyza na wyroby tytoniowe i paliwo.
Dzięki temu rząd zamierza zaoszczędzić około 4 mld euro. Zdaniem tamtejszych władz, te agresywne działania pozwolą utrzymać deficyt budżetowy na planowanym poziomie 9,5 proc. PKB. Ekonomiści twierdzą, że w najlepszym razie uda się uzyskać deficyt na poziomie 10,8 proc. PKB. Jednak gdyby nie dodatkowe oszczędności, wskaźnik ten wzrósłby przypuszczalnie aż do 13 proc.
Niezależnie od tego, który z tych scenariuszy się zrealizuje, irlandzki deficyt budżetowy i tak będzie najgłębszy w strefie euro i wielokrotnie przekroczy dopuszczalny w ramach Unii Europejskiej limit 3 proc. PKB. Irlandia złamała tę zasadę już w 2008 r., gdy deficyt budżetowy przekroczył 6 proc.