Obligacje śmieciowe to papiery emitowane przez spółki z oceną wiarygodności poniżej poziomu inwestycyjnego (w zależności od agencji jest to BBB- lub Baa3). Bieżący rok jest na tym rynku wyjątkowo aktywny. Tylko w minionym tygodniu na świecie odbyło się 26 ofert „junk bonds”, o rekordowej w takim okresie czasu wartości 14,3 mld USD.
Od początku roku 353 spółki pozyskały z emisji tych papierów już 175 mld USD. Dla porównania, w całym 2006 r., który był pod tym względem najlepszy w historii, było to 185 mld USD.
Popyt na obligacje śmieciowe jest skutkiem utrzymującej się niepewności na rynku akcji i wyjątkowo niskiej rentowności obligacji skarbowych. Inwestorzy szukają więc bardziej atrakcyjnych lokat kapitału. Do „junk bonds” skłania ich niski w tym roku odsetek niewypłacalnych emitentów. Jak dotąd, sięga on 1,8 proc., podczas gdy historyczna średnia to 4,6 proc.
Jak jednak zauważył zespół ekonomistów BNP Paribas, kierowany przez Martina Fridsona, popyt na „spekulacyjne” nie zbił różnicy między ich rentownością, a rentownością amerykańskich obligacji skarbowych o podobnym terminie zapadalności. Ten spread na początku sierpnia wynosił średnio 6,6 pkt proc., w porównaniu z historyczną średnią na poziomie niespełna 6 pkt proc.
- Rozbieżność między tymi dwoma seriami (odsetkiem niewypłacalnych emitentów i spreadem – przyp. red.), które w długim terminie są ze sobą mocno skorelowane, jest przede wszystkim skutkiem obaw inwestorów o nawrót recesji – twierdzi Fridson. Jak przypomina, wiosną br., gdy dane makroekonomiczne malowały lepszy obraz gospodarki, rentowność obligacji śmieciowych była tylko o 5,4 pkt proc. wyższa, niż papierów amerykańskiego skarbu.