To, co zabiło odrodzenie energetyki jądrowej, to nie zeszłoroczna katastrofa w Japonii ani spowolnienie gospodarcze. To boom na gaz łupkowy, który zalał amerykański rynek tanim surowcem, oferując koncernom energetycznym tańszą, mniej ryzykowną alternatywę dla technologii nuklearnej.
– Najpierw zabił nowe złoża węgla, a teraz zabija nowe elektrownie jądrowe – mówi David Crane, prezes firmy energetycznej NRG Energy.
Agencja Informacji Energetycznej (EIA) prognozuje, że kraj będzie potrzebował w latach 2010 – 2015 do 222 dodatkowych gigawatów energii – to odpowiednik jednej piątej obecnych mocy produkcyjnych w USA. Największy odsetek tego wzrostu – 58 proc. – przypadnie na gaz ziemny, 31 proc. na źródła odnawialne, takie jak elektrownie wodne, 8 proc. na węgiel i 4 proc. na energetykę nuklearną.
Nie ma oczywiście gwarancji, że gaz ziemny w dłuższej perspektywie będzie równie atrakcyjny. W pewnym momencie dynamika może zmienić się na korzyść energetyki nuklearnej. Ceny gazu ziemnego mogą podskoczyć, tak jak się to zdarzało w przeszłości. Producenci już dokonują mniejszej liczby odwiertów z powodu niskich cen.