Kampanię za paktem prowadziły główne partie polityczne oraz środowiska biznesowe, a Irlandczyków ostrzegano, że głos na „nie" będzie oznaczał odcięcie kraju od możliwości sięgnięcia w przyszłości po pomoc z europejskich mechanizmów stabilizacyjnych.
Irlandzkie „tak" w małym stopniu wpłynęło jednak na rynki. Inwestorzy większą uwagę zwrócili na kiepskie dane gospodarcze z Europy, USA i Chin (czytaj wyżej). Wciąż też przyciąga ich uwagę sytuacja w Hiszpanii i Grecji.
– Nie wiem, czy znajdujemy się już na krawędzi, ale jesteśmy w bardzo, bardzo, bardzo trudnej sytuacji. Hiszpania i Włochy są miejscem, gdzie toczy się bitwa o euro – twierdzi Luis de Guindos, hiszpański minister gospodarki.
Jego kraj wciąż jest pod presją rynków. Rentowność hiszpańskich obligacji dziesięcioletnich zbliżona była w piątek do 6,5 proc. W tym czasie rentowność niemieckich dziesięciolatek sięgała zaledwie 1,18 proc., a rentowność papierów dwuletnich była przejściowo ujemna. Według danych Banku Hiszpanii w I kwartale wypłynęło z kraju za granicę 97 mld euro, najwięcej odkąd w 1990 r. zaczęto zbierać dane na ten temat.
Nie cichną również spekulacje o możliwym pakiecie ratunkowym dla Madrytu. W czwartek wieczorem „The Wall Street Journal" podał na swojej stronie internetowej, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy przygotowuje awaryjny plan ratunkowy dla Hiszpanii. Christine Lagarde, dyrektor wykonawcza MFW, utrzymuje, że Fundusz „nie podejmuje żadnych działań w związku z jakąkolwiek pomocą finansową" dla Madrytu. W piątek Timothy Geithner, amerykański sekretarz skarbu, przyznał podczas spotkania z de Guindosem, że UE powinna znaleźć rozwiązanie, jak wesprzeć hiszpańskie banki.