Insiderami nazywa się pracowników wysokiego szczebla, którzy obracają akcjami swoich spółek. Najczęściej otrzymują oni te papiery jako element pensji lub premii, w efekcie prawie zawsze sprzedają ich na otwartym rynku więcej, niż kupują. Jak wynika z wyliczeń serwisu Vickers, średnio w minionych czterech dekadach liczba akcji zbywanych przez insiderów przekraczała 2-2,5-krotnie liczbę akcji nabywanych.

Ponadprzeciętne wartości tego wskaźnika mogą oznaczać, że insiderzy spodziewają się przeceny walorów swoich firm. A skoro dysponują oni informacjami poufnymi i mogą mieć lepsze rozeznanie co do odpowiedniej wyceny swoich spółek, ich pesymizm powinien być dla inwestorów niepokojący.

Jak wynika z wyliczeń Vickers, w minionym tygodniu stosunek liczby akcji sprzedawanych do kupowanych przez insiderów wynosił 5,50, znacznie powyżej historycznej średniej. Gdy na początku maja indeks S&P 500 osiągnął maksimum przed miesięczną korektą, wskaźnik ten sięgał 5,71.

Choć wskaźnik Vickers był w ostatnich latach dość skutecznym prognostykiem zmian koniunktury na Wall Street, nie daje wskazówek co do długości i głębi sygnalizowanej przeceny akcji. W maju insiderzy szybko wrócili do obozu byków. W połowie maja liczba sprzedawanych przez nich akcji przekraczała liczbę papierów kupowanych tylko 1,63-krotnie. A korekta zakończyła się na początku czerwca, sprowadzając indeks S&P 500 tylko o 9 proc. w dół.