Dolar  w okresie minionych 12 miesięcy spisywał się lepiej niż waluty innych czołowych graczy na światowej arenie, amerykańskie akcje w ujęciu dolarowym były najlepsze na świecie (indeks Dow Jones Industrial Average zyskał 14 proc.), zaś obligacje skarbowe po decyzji S&P zaczęły drożeć i inwestorzy mogli na nich zarobić 6,7 proc. wobec 6,1 proc. zysku na papierach rządowych innych państw.

Kenneth Rogoff, były ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a obecnie profesor Uniwersytetu Harvarda, ten fenomen wyjaśnia niepomyślnymi wieściami z wielu regionów świata. – Reszta świata spogląda na Stany Zjednoczone i żałuje, że nie znajduje się w takiej sytuacji jak one – twierdzi.

Stany Zjednoczone, mające największą gospodarką na świecie i najbardziej rozwinięty rynek finansowy, są postrzegane jako bezpieczne schronienie podczas gdy strefa euro wciąż nie może uporać się z kryzysem zadłużeniowym, a Chiny zwalniają tempo rozwoju. Niskie rentowności amerykańskich obligacji skarbowych świadczą o tym, że mimo gorszego ratingu, inwestorzy wierzą, że w stosownym terminie zostaną one wykupione.

- Obniżka ratingu była raczej symbolicznym gestem – twierdzi Paul Zemsky z ING Investment Management, firmy mającej w zarządzaniu 160 miliardów dolarów. Jego zdaniem dla wiarygodności kredytowej USA nie miało to żadnego znaczenia.

John Piecuch, rzecznik Standard&Poor's broni decyzji swojej firmy. – Ratingi kredytowe są opinią na temat względnego ryzyka niewypłacalności, a nie prognozą zachowania rynku – tłumaczy. Jednocześnie przypomina, że kiedy S&P zaczęła obniżać ocenę Grecji w 2004 roku, i Włoch w 2005 inwestorzy przez kilka lat nadal wyceniali obligacje tych państw tak jak walory niemieckie.