W środę Grecję sparaliżował kolejny strajk generalny. Zamknięto szkoły, protestowały szpitale i inne służby publiczne. Po południu do strajku mieli przyłączyć się sklepikarze. Trzygodzinny protest zapowiedzieli też kontrolerzy ruchu lotniczego.
Był to pierwszy taki test dla premiera Antonisa Samarasa, który chce jeszcze bardziej ograniczyć przywileje pracownicze, zarobki oraz emerytury, by Grecja mogła utrzymać się w strefie euro. Planuje w ten sposób zaoszczędzić 11,5 miliarda euro.
Krążą pogłoski na temat pogarszającego się stanu greckich finansów publicznych, a Christine Lagarde, szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ostrzega, że te oszczędności nie wystarczą, by zasypać dziurę w budżecie, gdyż pogarsza się koniunktura gospodarcza i została opóźniona sprzedaż części majątku państwowego.
Kluczowy jest czas
– Strajk jest początkiem trudnego okresu dla Samarasa – twierdzi Wolfango Piccoli, ekonomista Eurasia Group. Kluczowy dla premiera powinien być czas, jaki mu pozostał na uporanie się z wyzwaniami. Po tygodniowej przerwie 30 września Trojka, czyli Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Komisja Europejska i Europejski Bank Centralny, ponownie przeprowadzi kontrole finansów Aten. Grecji, której przyznano już wsparcie 130 mld euro, mogą być potrzebne nowe pieniądze. MFW daje do zrozumienia, że te fundusze musi znaleźć Bruksela.
Pogarsza się też sytuacja w Hiszpanii, narastają protesty. Wczoraj najbardziej w tym miesiącu wzrosła rentowność jej dziesięcioletnich obligacji. Nastąpiło to po apelu przedstawicieli Niemiec, Holandii i Finlandii, aby władze krajowe wzięły na siebie koszty związane z ratowaniem sektora bankowego, czyli dokapitalizowanie banków.