Brazylijski kac po latach prosperity

Rynek niegdyś uwielbiany przez inwestorów znalazł się pod ich ostrzałem. Masowe protesty antyrządowe są tylko dodatkowym powodem do wyprzedaży. Mogą się one stać jednak impulsem dla koniecznych reform.

Aktualizacja: 11.02.2017 02:09 Publikacja: 29.06.2013 15:26

Protesty w Brazylii są buntem zarówno biedoty, jak i klasy średniej przeciwko korupcji i kiepskiemu

Protesty w Brazylii są buntem zarówno biedoty, jak i klasy średniej przeciwko korupcji i kiepskiemu standardowi usług publicznych.

Foto: Archiwum

Protesty społeczne przetaczające się przez Brazylię robią wrażenie. Na ulice wielkich miast wyszło w ostatnich dniach ponad 2 mln ludzi. Doszło do zamieszek i gwałtownych starć z policją. W kraju, który zdawałoby się odniósł w ostatnich latach oszałamiający sukces gospodarczy, ludzie nagle się buntują. Impulsem jest podwyżka cen biletów komunikacji miejskiej o 20 centavos (30 groszy). Tuż przed rozgrywanymi w Brazylii mistrzostwami świata w piłce nożnej Brazylijczycy postanawiają dać do zrozumienia, że nie podoba im się to, że rząd wydaje ich pieniądze na stadiony oraz inne drogie inwestycje w prestiż, zamiast poprawiać jakość usług publicznych. Buntuje się zarówno  biedota, jak i rosnąca w siłę klasa średnia. Siła protestów jest tak duża, że prezydent Dilma Rousseff kaja się przed demonstrantami i obiecuje ustępstwa.

Niezadowolenie widać również na rynkach finansowych. Bovespa, główny indeks brazylijskiej giełdy, stracił od początku roku już 23 proc. i jest najgorszym z dużych indeksów rynków wschodzących. Stambulski indeks ISE 100, mimo gwałtownych zamieszek przetaczających się przez wielkie miasta Turcji,  spadł w tym roku jedynie o około 7 proc. Akcje brazylijskiego państwowego koncernu naftowego Petrobras straciły w tym czasie ponad 30 proc., a papiery górniczego giganta Vale zanurkowały o 35 proc.  Co się stało, że rynek jeszcze kilka lat temu uwielbiany przez inwestorów tak mocno traci?

Rykoszetem w Amerykę Południową

Przecena na brazylijskim parkiecie zaczęła się jeszcze przed wybuchem protestów. Przyczyny spadków są zresztą nie tylko związane z sytuacją w Brazylii. – Protesty społeczne mają teraz mały wpływ na nastroje inwestorów wobec Brazylii. Pogorszenie nastrojów zostało spowodowane głównie czynnikami zewnętrznymi – twierdzi Robert Wood, analityk z Economist Intelligence Unit. Czym były owe czynniki zewnętrzne? Przede wszystkim obawy, że amerykańska Rezerwa Federalna zacznie ograniczać ilościowe luzowanie polityki pieniężnej. Jednym ze skutków QE3 było uwolnienie dużych ilości pieniędzy, które trafiały następnie na rynki wschodzące – m.in. do Brazylii. Teraz, gdy pojawiły się sygnały, że Fed będzie się wycofywał z QE3, pieniądze zaczęły wracać z brazylijskiego rynku do instytucji finansowych z państw rozwiniętych. Co więcej, obawy przed ograniczeniem QE uderzyły również w rynki surowcowe, co dodatkowo uderzyło w brazylijski rynek akcji. A przecież  spółki górnicze i naftowe są największymi firmami na giełdzie w Sao Paulo.

Pod presją jest również brazylijska waluta, czyli real. Od początku marca stracił on na wartości już 11 proc. Wcześniej przez wiele miesięcy brazylijskie władze starały się go osłabić, by uczynić swój eksport bardziej konkurencyjnym. W połowie czerwca real osłabł do najniższego od 2009 r. poziomu wobec dolara.  Aby przeciwdziałać osłabieniu narodowej waluty, rząd nagle zniósł 6-proc. podatek (znany jako IOF), nałożony na zagranicznych inwestorów kupujących brazylijskie obligacje. – Przy umacniającym się dolarze nie ma sensu, by dłużej utrzymywać taką barierę – tłumaczył Guido Mantega, brazylijski minister finansów (ten sam człowiek, który ukuł określenie „wojny walutowe"). Rząd zniósł też 1-proc. podatek, nałożony na krótkie pozycje dolarowe – mający zniechęcić inwestorów do gry na osłabienie dolara i wzmocnienie reala. Pod koniec maja Bank Centralny Brazylii niespodziewanie podniósł swoją główną stopę procentową o 50 pkt baz., do 8 proc. To już druga tegoroczna podwyżka. Bank centralny interweniował również na rynku, m.in. angażując się w transakcje na derywatach mające wzmocnić reala.

– Brazylia była przez ostatnie dziesięć lat jedną z ulubienic inwestorów na rynkach wschodzących. Teraz wypadła z łask z wielkim hukiem.  Rząd będzie próbował powstrzymać osłabienie reala, ale wątpię, czy mu  się uda osiągnąć wyznaczony cel – wskazuje Paul Christopher, strateg z Wells Fargo Advisors.

Zmienne losy miliardera

Przykładem na to, jak zmienna jest fortuna, jest brazylijski miliarder Eike Batista. Kiedy w 2010 r. w programie telewizji Bloomberg pytano go, ile będzie wart jego majątek za dziesięć lat, odpowiedział: 100 mld USD. W 2012 r., w szczycie powodzenia, jego bogactwo szacowano na 34,5 mld USD. Posiadał on ogromne holdingi w branży wydobywczej, stoczniowej i nieruchomościach. Majątek pomnażał dzięki dobrym kontaktom z elitami władzy, m.in. ze swoim przyjacielem gubernatorem Rio de Janeiro. Mógł liczyć na kontrakty publiczne, a jego imperium biznesowe skorzystało w ostatnich latach z 4 mld USD kredytów przyznawanych przez państwowy bank rozwoju. Obecnie majątek Batisty jest szacowany przez Bloomberg Billionaires Index na 4,8 mld USD. Jego wierzyciele są zaniepokojeni, czy otrzymają z powrotem swoje pieniądze. Batista wyprzedaje część majątku i pojawiają się pogłoski, że może stracić kontrolę nad swoim imperium. – Eike Batista stworzył imperium dzięki olbrzymiemu finansowaniu z kasy rządowej. Ale ta eksplozja zamożności i rozgłosu na globalnej scenie wiązała się też z ryzykiem, o czym teraz przekonują się inwestorzy – uważa Carlos Lessa, ekonomista i były prezes narodowego banku rozwoju. Przecena akcji jego przedsiębiorstw rozpoczęła się na wiele miesięcy przed wybuchem zamieszek w miastach Brazylii.

Masowe protesty były więc jedynie dodatkowym powodem do przeceny brazylijskich aktywów. Dopóki napięcie społeczne się nie zmniejszy, trudno będzie jednak oczekiwać odbicia na tamtejszej giełdzie. – Wyprzedaż na?ra-zylijskim parkiecie nabrała siły w związku z wielkimi protestami w ponad 100 miastach. Dopóki rząd nie zajmie się źródłem tego problemu, nawet gdy światowe rynki się uspokoją,?razylijskie akcje będą zyskiwać mniej niż?kcje z podobnych rynków, np. meksykańskiego – uważa Marcelo Salomon, analityk z Barclaysa.

Gdzie leżą więc źródła problemu? Dlaczego właściwie Brazylijczycy zbuntowali się przeciwko rządowi?

Między pierwszym a trzecim światem

Brazylia przeszła przez ostatnią dekadę wielką transformację. W 2003 r. prezydentem został lewicowy związkowiec Luiz Inacio Lula da Silva. Początkowo analitycy się obawiali, że ten były marksista stanie się nowym Hugo Chavezem, będzie walczył z kapitalizmem i pogrąży brazylijską gospodarkę w chaosie. Nic takiego się nie stało. Lula zdołał sobie dobrze ułożyć stosunki z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, a w 2005 r. spłacił wszystkie kredyty  otrzymane wcześniej przez jego kraj od MFW. Za jego kadencji (2003–2011) dług publiczny spadł z 80 proc. PKB do 64,9 proc. PKB. W 2008 r. Brazylia zdobyła ratingi klasy inwestycyjnej (obecnie wynoszą one: BBB w S&P, Baa2 w Moody's i BBB u Fitcha) i stała się dla inwestorów jednym z ulubionych rynków wschodzących. Ekipa Luli umiejętnie wykorzystała surowcową koniunkturę. Kraj dynamicznie się rozwijał, a światowy kryzys dotknął go w dosyć małym stopniu. W 2009 r. PKB spadł co prawda o 0,3 proc., ale w 2010 r. wzrost gospodarczy wyniósł już 7,5 proc. Brazylia stała się ósmą pod względem wielkości gospodarką świata. Prezydent Lula osiągnął niebywały sukces: jednocześnie zyskał uznanie u finansowych spekulantów i prostych, niezamożnych Brazylijczyków. Jego administracja mocno się zaangażowała w walkę z biedą, likwidację problemu głodu, rozbudowę infrastruktury kraju i zwiększanie szans edukacyjnych brazylijskiej młodzieży. Za jego rządów 30 mln Brazylijczyków wyszło z biedy. Odsetek ludności zaliczanej do klasy średniej wzrósł wówczas z 37 proc. do ponad 50 proc. – w kraju liczącym około 190 mln ludzi.

W 2011 r. prezydentem została bliska współpracownica Luli da Silvy,  niemająca jego charyzmy Dilma Rousseff (sam Lula nie mógł już kandydować na trzecią kadencję). Jej kadencja upływa jak dotąd pod znakiem spowolnienia gospodarczego, a w ostatnich miesiącach również pogorszenia koniunktury na rynkach surowcowych. Niedawno MFW obciął prognozę tegorocznego wzrostu gospodarczego dla Brazylii z 3,5 proc. do 3 proc. W przyszłym roku spodziewa się on zwyżki PKB o 4 proc., co jest dobrym wynikiem na tle światowej gospodarczej mizerii, ale to nie jest już boom z czasów Luli. Na domiar złego Brazylia musi się mierzyć z wymykającą się spod kontroli inflacją. W maju wyniosła ona 6,5 proc., gdy cel inflacyjny banku centralnego wynosi 4,5 proc. Słabnący real dodatkowo napędza wzrost cen, który już mocno daje się we znaki biedniejszym Brazylijczykom. Mimo poważnych sukcesów rządu w walce ze społecznymi nierównościami, w kraju nadal żyje w ubóstwie jakieś 12 mln ludzi. To właśnie ich irytują najbardziej miliardy reali przeznaczane przez rząd na budowę „ekstrawaganckich stadionów"  i innych obiektów przygotowywanych na mistrzostwa w piłce nożnej (czasem okazują się fuszerkami budowlanymi).

Protesty społeczne nie ograniczają się jednak tylko do biedoty. Swoje niezadowolenie okazała również klasa średnia. Narzeka ona na dosyć wysokie podatki i na rosnące ceny importowanych dóbr (nowe samochody i gadżety elektroniczne są w Brazylii droższe niż w USA, choć zarobki są mniejsze). Wielu spośród niezadowolonych to ludzie, którzy w ostatniej dekadzie wyszli z biedy, awansowali na wyższą pozycję w społeczeństwie i nabrali apetytu na więcej. – Oni nie chcą obalać rządu. Oni chcą po prostu lepszego standardu usług publicznych i mniej korupcji – wyjaśnia Rafael Amiel, ekonomista z firmy badawczej IHS Global Insight.

Przy okazji przygotowań do mistrzostw świata w piłce nożnej wielu Brazylijczyków narzekało, że w ich kraju stadiony są jak bogatego pierwszego świata, a szpitale i szkoły wciąż jak w trzecim świecie. Rzeczywiście, w szpitalach często tam brakuje łóżek, a standardy czystości są nie najlepsze. Szkoły publiczne nie mają dobrej opinii, a kiepsko zarabiającym nauczycielem czasem nie chce się przychodzić do pracy w biedniejszych i mniej bezpiecznych dzielnicach. Droga prywatna edukacja jest zwykle jedynym wyborem dla ambitniejszych uczniów.

Może nas dziwić, że szalę goryczy przelała podwyżka cen biletów komunikacji miejskiej o równowartość 30 groszy (zwłaszcza jeśli ją porównamy z podwyżkami w Warszawie), ale dla wielu Brazylijczyków była ona szczytem bezczelności. Autobusy w takich metropoliach jak Sao Paulo są przecież permanentnie przepełnione, rozklekotane i pozbawione klimatyzacji. Standard usług jest kiepski, a mimo to ich cena rośnie. Lud konfrontuje to z widokiem drogich stadionów piłkarskich, a zastanawiając się, gdzie trafiają jego podatki, przypomina sobie liczne afery korupcyjne z udziałem ekipy rządzącej. Brazylijczycy nagle sobie uświadomili, że zasługują na dużo więcej niż ich państwo jest im obecnie w stanie zapewnić.

Wyjście z pułapki

Władza widząc siłę protestów już zaczęła się uginać. – Głosy z ulicy wzywają, by było więcej obywatelskości, więcej zdrowia, więcej edukacji, więcej transportu publicznego, więcej szans. Chce wam zagwarantować, że moja administracja także chce więcej i zrobi więcej dla tego kraju i naszych ludzi – deklaruje prezydent Rousseff. Złożyła ona dosyć mgliste obietnice reform: większych wydatków na transport publiczny, zdrowie i edukację, sprowadzenia 6 tys. lekarzy z Kuby i pogrążonej w kryzysie Europy... Nie wiadomo, czy to wystarczy, by uspokoić naród.  Zwłaszcza że nowe wydatki rządowe mogą jeszcze bardziej podsycić inflację będącą jedną z przyczyn niezadowolenia społecznego.

– Problem polega na tym, że brazylijskie władze muszą uspokoić zarówno inwestorów, jak i ludność swojego kraju. A te dwie grupy domagają się od rządu zupełnie innych rzeczy – mówi Pedro Barbosa, partner w brazylijskim funduszu hedgingowym STK Capital.

Część ekonomistów wskazuje, że Brazylii, podobnie jak innym krajom BRIC, grozi wpadnięcie w tzw. pułapkę średniego dochodu. To zagrożenie charakterystyczne dla państw rozwijających się. Gdy gospodarka szybko się rozwija, w pewnym momencie utrzymanie wzrostu jest trudne z powodu braku reform strukturalnych, następuje faza spowolnienia, gdy dochód narodowy per capita zbliża się do progu 17 tys. USD.

– Tanie pieniądze i rekordowo niskie oprocentowanie kredytów napompowały wzrost gospodarczy w krajach wschodzących, a jednocześnie nie przeprowadzono reform strukturalnych – uważa Frederic Neumann, ekonomista  z banku HSBC.

PKB na głowę w Brazylii wynosił w zeszłym roku 11,9 tys. USD, jest więc jeszcze trochę czasu zanim brazylijska gospodarka zacznie poważnie odczuwać ten problem. Brazylia ma wciąż czas na przeprowadzenie reform strukturalnych. Konieczne jest zahamowanie inflacji, zreformowanie systemu finansowego, poprawa standardów usług publicznych, a także stanowcza walka z korupcją. Być może więc masowe protesty społeczne staną się katalizatorem potrzebnym do przeprowadzenia zmian. Impulsem, bez którego rząd nie podjąłby potrzebnych decyzji.

–  Głównymi żądaniami protestujących jest to, by państwo było bardziej wydajne, mniej skorumpowane i bardziej transparentne. Mam nadzieję, że rząd zrozumie ten przekaz i zacznie wprowadzać zmiany w tym duchu –  wskazuje Barbosa.

[email protected]

Dilma Rousseff – prezydent regionalnego mocarstwa, która napadała na banki

Brazylijska pani prezydent Dilma Rousseff  (ur. 1947 r.) ma dosyć niezwykły życiorys, nawet jak na latynoskie standardy polityczne. Jej ojciec Petar Rousseff był bułgarskim komunistą, który w latach 20. uciekł przed represjami z Bułgarii do Brazylii. Córka poszła w jego ślady i w latach 60. zaangażowała się w działalność komunizującej partyzantki miejskiej występującej przeciwko dyktaturze wojskowej. Brała udział m.in. w napadach na banki. W latach 1970–1972 przebywała w więzieniu, gdzie poddawano ją torturom. Zrezygnowała z radykalnej działalności, poszła na studia ekonomiczne, a po ich ukończeniu oddała się karierze naukowej. W 2003 r. została ministrem energii w administracji prezydenta Luli da Silvy, a w 2005 r. szefową prezydenckiej kancelarii. Lula namaścił ją jako swoją następczynię i dzięki temu w 2011 r. została prezydentem Brazylii.  

Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp
Gospodarka światowa
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy
Gospodarka światowa
Rządy Trumpa zaowocują wysypem amerykańskich fuzji i przejęć?
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Murdoch przegrał w sądzie z dziećmi
Gospodarka światowa
Turcja skorzysta na zwycięstwie rebeliantów