Amerykański indeks S&P 500 zyskał od początku roku już 19 proc. Ostatnio odnotował cztery zwyżkowe tygodnie z rzędu, co analitycy wiążą głównie z wystąpieniami Bena Bernankego. Przewodniczący Rezerwy Federalnej zapewnił, że harmonogram wygaszania programu ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE) nie jest z góry określony i będzie zależał od koniunktury. Dał więc rynkom gwarancję, że Fed nie pospieszy się z zaostrzaniem polityki pieniężnej, dopóki nie będzie miał pewności, że gospodarka jest na to gotowa.
Wyceny na dobre czasy
Wątpliwości jednak pozostały. Nie brak analityków i inwestorów, którzy twierdzą, że zwyżki na Wall Street są zbyt ostre i taka hossa nie może się utrzymać. – Akcje są wycenione na perfekcyjne czasy, a dziś tę perfekcję trudno na świecie znaleźć – wskazuje Uri Landesman, prezes nowojorskiego funduszu hedgingowego Uri Partners. Wskaźnik cena do zysku (liczonego w oparciu o wyniki spółek za miniony rok) dla indeksu S&P 500 wynosi dziś 16,3 w porównaniu z 17,5, gdy jesienią 2007 r. kończyła się poprzednia hossa. Tymczasem ani gospodarka USA, ani globalna, nie rozwija się w takim tempie jak sześć lat temu.
Historia się powtórzy?
Zależności między kilkoma indeksami z Wall Street sugerują jednak, że hossa potrwa jeszcze co najmniej kilka miesięcy. Z wyliczeń agencji Bloomberga wynika, że każdy rynek byka z ostatniego ćwierćwiecza S&P 500 kończył później niż indeks małych spółek Russell 2000 i publikowany przez bank Morgan Stanley indeks spółek wrażliwych na koniunkturę w gospodarce. Tymczasem oba te wskaźniki osiągnęły w minionym tygodniu nowe maksima. Nawet gdyby miał to być dla nich koniec hossy, S&P 500 powinien jeszcze iść w górę – przy założeniu, że historia się powtarza.
Nowe rekordy odnotowały ostatnio także transportowy subindeks wskaźnika Dow Jones oraz finansowy subindeks S&P 500. Według danych Bloomberga te dwa indeksy, Russell 2000 i indeks spółek wrażliwych na koniunkturę, w ostatnim ćwierćwieczu kończyły hossę średnio o sześć miesięcy przed S&P 500, który w tym czasie zyskiwał średnio jeszcze 7 proc.
Ale analitycy nie mają wcale przekonania, że te historyczne zależności powtórzą się i tym razem. Średnio prognozują, że S&P 500 skończy rok na poziomie 1665 pkt, czyli o blisko 2 proc. niżej niż dziś.