Petera Loeschera zwolniono ze stanowiska prezesa na cztery lata przed upływem jego kontraktu, po serii nietrafionych prognoz wyników. Nie dotrzymał on obietnicy, że monachijski koncern, największa w Europie firma inżynieryjna, będzie rósł szybciej niż konkurenci, tacy jak m.in. General Electric i ABB. Kaeser fotel prezesa przejmie już jutro.
Niemiecki potentat przemysłowy poinformował dzisiaj także o 30-proc. spadku zysku operacyjnego w minionym kwartale, ale na inwestorach giełdowych nie wywarło to większego wrażenia.
W minionym tygodniu Loescher, po raz piąty podczas swoich sześcioletnich rządów, obniżył prognozę zysków, co pokazuje przed jakimi wyzwaniami staje Joe Kaeser, przez ekspertów uważany za naturalnego następcę dotychczasowego szefa. Siemens ma 60 jednostek biznesowych produkujących m.in. pociągi, turbiny gazowe, skanery medyczne oraz automatykę przemysłową. Loscher był człowiekiem z zewnątrz, zaś Kaeser pracuje w Siemensie od 33 lat, co może mu ułatwić ogarnięcie całej firmy i skoncentrowanie się na najbardziej zyskownych projektach. W 2004 r. został głównym strategiem firmy, a dwa lata później przejął odpowiedzialność za jej finanse.
- Kaeser był logicznym kandydatem na następcę Loeschera - nie ma wątpliwości analityk Ingo-Martin Schachel z Commerzbanku, zalecający akumulację akcji Siemensa.
Monachijski koncern gorzej zniósł kryzys kredytowy niż inne wielkie firmy niemieckie silnie umocowane na rynkach zagranicznych. W okresie sześciu lat jego akcje potaniały o 22 proc., natomiast walory Volkswagena podrożały ponad dwukrotnie, farmaceutycznego Bayera zyskały 55 proc., zaś papiery firmy chemicznej BASF podskoczyły o 42 proc.