Z tego powodu, we wtorek traciła większość giełd Azji oraz Europy. Wiele europejskich indeksów giełdowych spadało po południu o ponad 1 proc.
Napięcie związane z sytuacją w Syrii odczuwalne było wczoraj również na rynku ropy naftowej. Cena surowca gatunku Brent skoczyła do 112 USD za baryłkę, czyli najwyższego poziomu od marca. Ropa gatunku WTI zdrożała zaś do 106 USD za baryłkę. Oprócz kryzysu wokół Syrii, do zwyżki cen surowca przyczynia się również strajk, który dotknął libijskich pól naftowych, oraz niestabilna sytuacja polityczna w Egipcie.
– Zawirowania geopolityczne oraz ryzyko związane z dostawami wspierają wzrost cen. Kryzys na Bliskim Wschodzie zaostrza się, szczególnie po tym, jak wzrosły perspektywy zachodniej akcji militarnej w Syrii – twierdzi Eugen Weinberg, szef działu analiz surowcowych Commerzbanku.
– Syria, w odróżnieniu np. od Libii, nie jest dużym producentem ropy. Nie jest też ważnym punktem tranzytowym dla ropy i gazu. Obawy inwestorów dotyczą więc ryzyka tego, że zachodnia interwencja w Syrii przekształci się w szerszy regionalny konflikt. Iran przecież udzielił dużego poparcia reżimowi Assada – wyjaśnia Julian Jessaop, analityk z firmy badawczej Capital Economics.
Jak duży jest potencjał do wzrostu cen ropy? Analitycy wskazują zazwyczaj, że odpowiedź na to pytanie jest zależna od zbyt wielu czynników politycznych. Przede wszystkim od tego, czy wojna rozleje się na inne kraje regionu. Wzrost cen ropy może jednak zaszkodzić ożywieniu gospodarczemu. – Jeśli ceny mocno pójdą w górę, będzie to negatywne dla Azji. Szczególnie mocno może być poszkodowana indyjska gospodarka – uważa Rob Subberman, główny ekonomista Nomury.