Liczba etatów wzrosła o 148 tys., co nie zrobiło na nikim żadnego wrażenia, stopa bezrobocia spadła symbolicznie do 7,2 proc., płace nieco wzrosły. Ale po raz kolejny liczbą wyróżniającą się było 136 tysięcy Amerykanów (po 516 tys. w sierpniu), którzy dołączyli do tych, którzy są „poza siłą roboczą". Stopa uczestnictwa w rynku pracy znalazła się na poziomie 63,2 proc., najniższym od lat 70. ubiegłego stulecia.
W Stanach Zjednoczonych jest obecnie 90,6 mln „niezinstytucjonalizowanych" mężczyzn i kobiet powyżej 16. roku życia, którzy nie pracują – więcej niż kiedykolwiek. To o ponad 10 mln więcej niż 8,5 mln, kiedy prezydent Obama obejmował urząd.
Przy ogólnym zatrudnieniu wynoszącym 144,3 mln osób, na każdych trzech Amerykanów powyżej 16. roku życia pobierających wynagrodzenie, przypada dwóch, którzy nawet nie szukają pracy.
Demografia wyjaśnia jedynie połowę tego zjawiska, bo od 2008 r. około 6 mln Amerykanów z wyżu demograficznego przekroczyło granicę 65 lat i przeszło na emerytury. Na drugim biegunie są młodzi ludzie, którzy dłużej niż przed kilku laty uczą się lub studiują. Obie te tendencje wzmacnia marna koniunktura na rynku pracy, z którego wcześniej odchodzą ci, którzy jeszcze chętnie by popracowali, gdyby mieli gdzie, a inni wchodziliby wcześniej na ten rynek, gdyby czekały na nich miejsca pracy.