Dało się to odczuć na przykład w alpejskim kurorcie St. Moritz, gdzie w 1928 i w 1948 r. odbyły się zimowe igrzyska olimpijskie. Sznury luksusowych samochodów na ulicach z butikami Prady czy Hermesa, zawody polo na lodzie, wspaniała pogoda i sporo bogatych gości, to sceneria, która w ostatnich latach przyciągała również zamożnych Rosjan. Ale tej zimy zarezerwowali oni o 10 proc. mniej pokoi w luksusowym hotelu Kulm, gdzie na prawosławną wigilię przypadającą 6 stycznia przygotowano kolację z występami śpiewaka operowego za 600 franków od osoby.

– Po raz pierwszy od lat nie mamy listy oczekujących – przyznał szef Kulm Heinz Hunkeler, a w sezonie narciarskim Rosjanie stanowili ostatnio 13 proc. naszych gości. – Przy czym to nie tylko kwestie walutowe, bo wielu z nich nie trzyma przecież pieniędzy w Rosji. Nie należy lekceważyć apelu Putina „zostańcie na wakacje w Rosji" – dodał. Dostosował się do niego na przykład szef energetycznej spółki z Moskwy Siergiej Kjuregian i pojechał do Soczi, choć ostatnio szusował wyłącznie w Szwajcarii, Austrii i Włoszech.

W latach 2005–2013 liczba rosyjskich turystów w Szwajcarii podwoiła się i w 2013 r. zostawili tam 133 mln franków. Miejsca po nich zapewne niedługo będą puste i można domyślać się, kto je zapełni.

W Tajlandii zastąpili rosyjskich turystów Chińczycy i to z dużą nawiązką. Przed rokiem goście z Rosji byli trzecią pod względem wielkości grupą narodowościową w Tajlandii. Jednak w minionych dziewięciu miesiącach sukcesywnie ich ubywało, bo wakacje zagraniczne stały się dwa razy droższe dla zarabiających w rublach.

Na ratunek tajlandzkiej turystyce, która generuje około 10 proc. PKB, ochoczo pospieszyli Chińczycy. W grudniu było ich o 87 proc. więcej niż przed rokiem. A w całym minionym roku turyści z Chin stanowili około 19 proc. 25 mln zagranicznych gości i było ich najwięcej, podczas gdy udział Rosjan spadł do 7 proc.