Jak stwierdził w latach 70. ówczesny minister finansów Francji Valery Giscard d'Estaing, USA cieszą się „nieziemskim przywilejem". Określił tak ich prawo do emitowania dolarów, głównej globalnej waluty rezerwowej. Dzięki popytowi na dolarowe aktywa Amerykanie mogą bowiem zadłużać się taniej niż inne nacje.
Jak z każdym przywilejem, tak i z tym wiążą się jednak pewne obowiązki: Rezerwa Federalna musi brać pod uwagę konsekwencje swoich decyzji dla świata zewnętrznego. Ten problem mają oczywiście także banki centralne innych dużych gospodarek. Ale powiązanie polityki pieniężnej Fedu z koniunkturą na świecie jest wzmocnione właśnie przez status dolara. W amerykańskiej walucie chętnie bowiem zadłużają się też zagraniczne podmioty. W efekcie Fed, choć teoretycznie ma obowiązek troszczyć się tylko o rodzimą gospodarkę, w praktyce musi uważać na to, aby nie spowodować za granicą zawirowań, które rykoszetem uderzyłyby w USA.
Właśnie w znaczącym wzroście dolarowego zadłużenia na świecie w ostatnich latach – jednym ze skutków ubocznych bezprecedensowo łagodnej polityki pieniężnej w USA – część ekonomistów upatruje źródeł obecnej opieszałości Fedu w normalizacji tej polityki pomimo dobrej koniunktury w amerykańskiej gospodarce. Na razie nie jest to teza powszechnie akceptowana, a przedstawiciele Fedu odsuwanie w czasie pierwszej od 2006 r. podwyżki stóp procentowych tłumaczą zupełnie inaczej. Ale niezależnie od przyczyn im dłużej będą w tej postawie trwali, tym większe będzie prawdopodobieństwo, że w końcu na świecie urośnie dolarowa bańka kredytowa, która stanie się dla polityki Fedu poważnym ograniczeniem.
Anatomia kryzysów
Według Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS) wartość dolarowych zobowiązań firm niefinansowych, gospodarstw domowych i rządów spoza USA w połowie ub.r. sięgała 8 bln USD, co odpowiadało 13 proc. światowego PKB po wyłączeniu USA. Uwzględniając dodatkowo długi firm finansowych niebędących bankami, wartość zagranicznych dolarowych zobowiązań z tytułu kredytów i obligacji wynosiła 9 bln USD, czyli niemal 15 proc. nieamerykańskiego PKB.
Od końca 2009 r. ta ostatnia kwota wzrosła o 50 proc., w dużej mierze za sprawą apetytu na kredyty w amerykańskiej walucie podmiotów z gospodarek rozwijających się. Ich dolarowe zobowiązania (nie licząc banków) w ciągu pięciu lat do połowy ub.r. niemal się podwoiły, do ponad 3 bln USD (według innych szacunków, do 4 bln USD), a kwota ta nadal rośnie. I to właśnie te długi uchodzą za szczególnie wybuchowe.