Indeks cen konsumpcyjnych (CPI) w Polsce spadł w lipcu o 0,7 proc. rok do roku i 0 0,1 proc. w stosunku do czerwca – podał w czwartek GUS.
W czerwcu roczna deflacja wynosiła 0,8 proc., a mediana prognoz ekonomistów w ankiecie „Parkietu" zakładała, że utrzyma się na tym poziomie także w lipcu. Po niższych od oczekiwań odczytach inflacyjnych z innych państw naszego regionu (Czechy, Węgry) część ekonomistów liczyła się jednak nawet z pogłębieniem deflacji.
Efekty jednorazowe
Taka ewentualność wydawała się prawdopodobna w kontekście przeceny ropy naftowej i surowców rolnych na światowych rynkach. Ceny ropy, które w II kwartale wyraźnie odbiły, w lipcu znów ruszyły w dół (w czwartek znalazły się najniżej od przełomu 2008 i 2009 r.). Z kolei indeks cen żywności i płodów rolnych oenzetowskiej agendy FAO znalazł się w lipcu na poziomie najniższym od września 2009 r.
Te tendencje znalazły odzwierciedlenie w cenach w Polsce. Z danych GUS wynika, że żywność i napoje bezalkoholowe (mają aż 24,4 proc. udział w koszyku dóbr i usług stanowiącym podstawę do obliczeń CPI) potaniały w lipcu o 1,7 proc. rok do roku, tak samo jak w czerwcu. Roczne tempo spadku cen paliw do prywatnych środków transportu przyspieszyło zaś do 10,5 proc., z 10,2 proc. w czerwcu. Deflację ograniczył jednak wzrost cen towarów i usług w kategoriach łączność (1,8 proc. rok do roku) i zdrowie (2,5 proc.). To ostatnie zjawisko to prawdopodobnie efekt nowej listy leków refundowanych, obowiązującej właśnie od lipca.
Susza nie pomoże
Deflacja w Polsce utrzymuje się już od 13 miesięcy. Od lutego, gdy sięgnęła 1,6 proc. w skali roku, stopniowo jednak wygasa. Do niedawna ekonomiści oczekiwali, że ten proces będzie konsekwentnie postępował, aż w IV kwartale ceny zaczną rosnąć.