Na popularnych listach miliarderów często brakuje ludzi dysponujących ogromnymi majątkami, władzą i społecznym prestiżem: monarchów, prezydentów, premierów i dyktatorów. Dzieje się tak, mimo że niektórzy z nich dysponują bogactwem plasującym ich w jednej lidze obok takich potentatów jak: Mark Zuckerberg, Jack Ma czy Jeff Bezos. Mimo to wokół ich majątków panuje niezręczne milczenie. Magazyn „Forbes" ostatnią listę najbogatszych monarchów opublikował w 2011 r.
Milczenie jest zrozumiałe, wszak majątki polityków są często mało transparentne, a rządzący znają wiele sposobów na ukrywanie ich przed ludem. Jeśli poseł na Sejm RP potrafi wycenić 60-metrowe mieszkanie na 100 tys. zł lub „zapomnieć" wpisać do oświadczenia majątkowego prywatnego samolotu, to jakiej inwencji w ukrywaniu majątków można się spodziewać po dyktatorach z Afryki czy byłego ZSRR? Nawet jeśli majątek rządzącego został zdobyty w sposób całkowicie legalny, to często nie chce on drażnić ludu swoim bogactwem. Ci, którzy się afiszuja ze swoimi luksusami, jak były włoski premier Silvio Berlusconi, kuszą los.
Panowie życia i śmierci
O tym, jak trudno wycenić majątek głowy państwa, świadczy choćby przypadek rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. Oficjalnie żyje on bardzo skromnie: w oświadczeniach majątkowych z ostatnich lat przyznawał się m.in. do posiadania dwóch mieszkań, działki pod Moskwą, dwóch aut Wołga, starego samochodu Łada, przyczepy i miejsca parkingowego. Przed wyborami prezydenckimi w 2012 r. miał na koncie 179 tys. USD.
Opozycyjni działacze tacy jak Aleksander Nawalny czy Borys Niemcow (zastrzelony w lutym 2015 r.) zwracali uwagę na to, że Putin nosi na rękach zegarki kosztujące więcej, niż wynosi oficjalna roczna pensja Putina. Dysponuje on również ponad 20 pałacami i willami w Rosji i Europie Zachodniej, flotą luksusowych samochodów, samolotów i łodzi, a także prawdopodobnie dużymi pakietami akcji w rosyjskich koncernach oficjalnie należących do „słupów", takich jak oligarcha Giennadij Timczenko.
Już w 2004 r. ówczesny przewodniczący Dumy Iwan Rybkin oskarżał Putina, że jest największym oligarchą w Rosji, a Timczenkę, że „trzyma czarną kasę Kremla". W 2012 r. politolog Stanisław Biełkowski wyliczył majątek Putina na 70 mld USD. Gdyby przez trzy lata ten majątek się nie zmienił, Putin znalazłby się na tegorocznej liście miliarderów „Forbesa" na czwartym miejscu, między Warrenem Buffetem a Amancio Ortegą. Bill Browder, syn długoletniego szefa Komunistycznej Partii USA i zarazem szef funduszu Hermitage Capital Management (niegdyś największy prywatny inwestor w Rosji), twierdzi, że „Putin ukradł, co się dało" i zgromadził majątek wart aż 200 mld USD, co czyniłoby go najbogatszym człowiekiem świata.