Bogactwo narodów spływa na konta ich władców

Królowie, prezydenci i dyktatorzy dysponują majątkami, których nie powstydziliby się biznesowi potentaci z najwyższej ligi.

Aktualizacja: 06.02.2017 16:22 Publikacja: 30.12.2015 05:00

Bogactwo narodów spływa na konta ich władców

Foto: Archiwum

Na popularnych listach miliarderów często brakuje ludzi dysponujących ogromnymi majątkami, władzą i społecznym prestiżem: monarchów, prezydentów, premierów i dyktatorów. Dzieje się tak, mimo że niektórzy z nich dysponują bogactwem plasującym ich w jednej lidze obok takich potentatów jak: Mark Zuckerberg, Jack Ma czy Jeff Bezos. Mimo to wokół ich majątków panuje niezręczne milczenie. Magazyn „Forbes" ostatnią listę najbogatszych monarchów opublikował w 2011 r.

Milczenie jest zrozumiałe, wszak majątki polityków są często mało transparentne, a rządzący znają wiele sposobów na ukrywanie ich przed ludem. Jeśli poseł na Sejm RP potrafi wycenić 60-metrowe mieszkanie na 100 tys. zł lub „zapomnieć" wpisać do oświadczenia majątkowego prywatnego samolotu, to jakiej inwencji w ukrywaniu majątków można się spodziewać po dyktatorach z Afryki czy byłego ZSRR? Nawet jeśli majątek rządzącego został zdobyty w sposób całkowicie legalny, to często nie chce on drażnić ludu swoim bogactwem. Ci, którzy się afiszuja ze swoimi luksusami, jak były włoski premier Silvio Berlusconi, kuszą los.

Panowie życia i śmierci

O tym, jak trudno wycenić majątek głowy państwa, świadczy choćby przypadek rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. Oficjalnie żyje on bardzo skromnie: w oświadczeniach majątkowych z ostatnich lat przyznawał się m.in. do posiadania dwóch mieszkań, działki pod Moskwą, dwóch aut Wołga, starego samochodu Łada, przyczepy i miejsca parkingowego. Przed wyborami prezydenckimi w 2012 r. miał na koncie 179 tys. USD.

Opozycyjni działacze tacy jak Aleksander Nawalny czy Borys Niemcow (zastrzelony w lutym 2015 r.) zwracali uwagę na to, że Putin nosi na rękach zegarki kosztujące więcej, niż wynosi oficjalna roczna pensja Putina. Dysponuje on również ponad 20 pałacami i willami w Rosji i Europie Zachodniej, flotą luksusowych samochodów, samolotów i łodzi, a także prawdopodobnie dużymi pakietami akcji w rosyjskich koncernach oficjalnie należących do „słupów", takich jak oligarcha Giennadij Timczenko.

Już w 2004 r. ówczesny przewodniczący Dumy Iwan Rybkin oskarżał Putina, że jest największym oligarchą w Rosji, a Timczenkę, że „trzyma czarną kasę Kremla". W 2012 r. politolog Stanisław Biełkowski wyliczył majątek Putina na 70 mld USD. Gdyby przez trzy lata ten majątek się nie zmienił, Putin znalazłby się na tegorocznej liście miliarderów „Forbesa" na czwartym miejscu, między Warrenem Buffetem a Amancio Ortegą. Bill Browder, syn długoletniego szefa Komunistycznej Partii USA i zarazem szef funduszu Hermitage Capital Management (niegdyś największy prywatny inwestor w Rosji), twierdzi, że „Putin ukradł, co się dało" i zgromadził majątek wart aż 200 mld USD, co czyniłoby go najbogatszym człowiekiem świata.

– Borys Bieriezowski powiedział mi, że w Rosji każdy poważny biznes jest prowadzony z partnerem. To reguła numer jeden. Reguła numer dwa mówi natomiast, że partnerzy dzielą się 50 do 50. Nie 49 na 51 czy 30 na 70, ale po połowie. (...) To ogólna reguła pozwalająca nam wyliczyć, ile Putin może mieć majątku. Moim zdaniem można bez przesady powiedzieć, że należy do niego połowa Rosji. Gdy Abramowicz przejął od Bieriezowskiego udziały Sibnieftu, nie stał się jedynym właścicielem tej firmy. Miał partnera i nie znajdzie się oczywiście tej informacji na papierze, ale z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że tym partnerem był Putin. Gdy Sieczin stanął na czele Rosnieftu, to jestem dosyć pewny, że również miał partnera i tym partnerem był Putin. Można tę listę ciągnąć dalej, ale musimy wziąć pod uwagę, że ten majątek nie jest taki bezpieczny. Należy do Putina, ale jednocześnie nie należy. Może on z niego korzystać, jeśli jest członkiem korporacji oraz stosuje się do ustalonych przez nią zasad – mówił w wywiadzie dla „Parkietu" rosyjski historyk Jurij Felsztinski.

Podobne kontrowersje towarzyszą wyliczeniom majątków wielu dyktatorów. Libijski przywódca Muammar Kaddafi (zabity w 2011 r.) miał zgromadzić od 70 mld USD do 200 mld USD. Syryjski prezydent Baszar Asad dysponował zagranicznymi aktywami sięgającymi 1,5 mld USD, ale jego aktywa w Syrii przed wybuchem wojny domowej oceniano nawet na 122 mld USD. Irański najwyższy przywódca ajatollah Chamenei posiada imperium biznesowe, które w 2013 r. oceniano na 96 mld USD. Obalony w 2011 r. prezydent Egiptu Hosni Mubarak zgromadził majątek sięgający 70 mld USD. Filipiński dyktator Ferdinand Marcos mógł dysponować nawet 35 mld USD majątku, podobnie jak indonezyjski prezydent gen. Sukharto. Aktywa w rękach prezydenta Zimbabwe Roberta Mugabe szacowane są na 5 mld – 10 mld USD. Nawet taki „przyjaciel biednych" jak Fidel Castro zgromadził aktywa oceniane na 900 mln USD.

Blask korony

Na oficjalnych listach najbogatszych głów państw od lat na pierwszym miejscu znajduje się król Tajlandii Bhumibol Adulyadej (Rama IX) z majątkiem sięgającym 30 mld USD (oficjalnie ten majątek należy do Królewskiego Biura Własności.) Na tegorocznej liście miliarderów „Forbesa" zajmowałby 19. miejsce między Sheldonem Adelsonem a Larrym Pagem. Rama IX panuje nieprzerwanie w Tajlandii od 1946 r. Naród go kocha, a w kultywowaniu tej miłości pomagają ostre prawa dotyczące obrazy majestatu wprowadzane przez kolejne wojskowe junty. Za obrazę majestatu uważane jest w Tajlandii powoływanie się na wpływy na dworze królewskim w celu uzyskania korzyści majątkowych. Prawdopodobnie z tego powodu trafili w tym roku do więzienia major tajlandzkiej armii i popularny wróżbita, którzy później popełnili w swych celach samobójstwa, zanim mogli złożyć zeznania. Król ma 88 lat i przez dłuższy czas nie pojawiał się publicznie, więc w Tajlandii pojawiła się teoria spiskowa, że zmarł już dawno temu, a rządząca junta to ukrywa, by nie wywołać wstrząsu politycznego. Po tym, jak król pokazał się z okazji swoich urodzin, teoretycy spisku zamilkli.

Kolejne miejsca w oficjalnych rankingach najbogatszych przywódców zajmują władcy bogatych w ropę krajów muzułmańskich: sułtan Brunei Hassanal Bolkiah (20 mld USD), król Arabii Saudyjskiej Salman bin Abdulaziz al-Saud (17 mld USD), emir Abu Zabi Khalifa bin Zayed bin Sultan al-Nahyan (15 mld USD), emir Dubaju szejk Mohammed bin Rashid al-Maktoum (4,5 mld USD). Jeśli jednak zaczniemy liczyć bogactwo poszczególnych rodów panujących, to Saudyjczycy będą bezkonkurencyjni. Dom Saudów, czyli rodzina panująca w Rijadzie, liczy 15 tys. ludzi, wśród nich wielu biznesowych potentatów (na tegorocznej liście miliarderów „Forbesa" znalazł się jeden przedstawiciel saudyjskiej rodziny królewskiej – książę Alwaleed bin Talal al-Saud z majątkiem wynoszącym 24,4 mld USD). Łącznie kontrolują oni aktywa sięgające 1,4 bln USD, czyli mniej więcej tyle, ile liczy nominalne PKB Hiszpanii. Najbogatszy europejski monarcha, książę Liechtensteinu (majątek wart 3,5 mld USD) i brytyjska królowa Elżbieta II (450 mln USD) to przy Saudach biedacy.

Monarchowie tradycyjnie zaliczali się do najbogatszych ludzi w historii. Ostatni car Rosji Mikołaj II dysponował aktywami, które w przeliczeniu na współczesne pieniądze byłyby warte 300 mld USD (na większość z tego bogactwa składały się grunty rolne). XIII-wieczny władca obfitego w złoto afrykańskiego Imperium Mali Mansa Musa miał w swoich rękach majątek wart 400 mld USD. Pamiętajmy jednak w tych wyliczeniach o ważnym szczególe: do starożytnych tyranów i totalitarnych dyktatorów należały całe kraje z pełnym ich bogactwem.

[email protected]

Najbiedniejszy prezydent i cesarz dostający pensję od rządu

Wśród światowych przywódców można znaleźć również ludzi, którzy żyją zadziwiająco skromnie. Jose Mujica, prezydent Urugwaju w latach 2010–2015, był nazywany „najbiedniejszym prezydentem świata". Sprawując urząd, mieszkał w swoim małym domku na przedmieściach Montevideo, do pracy dojeżdżał starym volkswagenem garbusem, a 90 proc. prezydenckiej pensji (wynoszącej 12 tys. USD miesięcznie) przeznaczał na cele charytatywne. Mujica był wcześniej m.in. terrorystą z lewackiej organizacji Tupamaros i, jak widać, cały czas czuł się jak trybun ludowy.

Akihito, 82-letni cesarz Japonii panujący od 1982 r., jest co prawda najlepiej opłacanym funkcjonariuszem publicznym na świecie (jego dochody za 2014 r. sięgały 46 mln USD), ale wypłacana przez Agencję Dworu Imperialnego pensja jest największą częścią jego majątku. Pałac Cesarski oraz inne rezydencje należą do państwa, które również pokrywa koszty funkcjonowania dworu. Na potrzeby dworu cesarskiego pracuje około 1 tys. osób, w tym 160 służących. Biorąc jednak pod uwagę znaczenie cesarza dla narodu oraz wymogi protokołu, wielowiekowych zwyczajów oraz rytuałów, ten koszt nie jest duży. Jeśli weźmiemy pod uwagę bogactwo Japonii i jej elit biznesowych, to okaże się, że cesarz jest zadziwiająco „biedny". Przed 1945 r. rodzina cesarska należała do wielkich potentatów. W jej rękach znajdowały się wielkie połacie ziemi, a cała broń używana przez imperialne siły zbrojne była uznawana za własność cesarza. Amerykańska administracja okupacyjna wywłaszczyła po 1945 r. rodzinę cesarską, ale uznała ją też za bankruta i uchroniła od płacenia odszkodowań wojennych.

Gospodarka światowa
EBC skazany na kolejne cięcia stóp
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy
Gospodarka światowa
Rządy Trumpa zaowocują wysypem amerykańskich fuzji i przejęć?