W weekend tłum zaatakował i częściowo spalił saudyjską ambasadę w Teheranie, w proteście przeciw dokonanej przez Saudyjczyków egzekucji oskarżonego o terroryzm szyickiego duchownego szejka Nimra al-Nimra. Rynek wyczuł, że konflikt między Arabią Saudyjską a Iranem może stać się zagrożeniem dla podaży ropy.
Arabia Saudyjska oraz Iran to dwaj najpotężniejsi członkowie OPEC. To również regionalni rywale i kraje uznające się za centra przywódcze dwóch skonfliktowanych gałęzi islamu. Saudyjska Wschodnia Prowincja, w której wydobywa się najwięcej ropy w królestwie, jest zamieszkana w dużej części przez proirańskich szyitów, a to ułatwia Iranowi ewentualne uderzenia terrorystyczne w saudyjski przemysł naftowy.
– Jak na razie nie ma bezpośredniego zagrożenia dla wydobycia ropy, ale rynek może to potraktować jako ważny krok ku dalszej eskalacji problemów Arabii Saudyjskiej oraz Iranu, czyli dwóch ważnych producentów surowca – twierdzi Ric Spooner, analityk z CMC Markets.
Analitycy są jednak sceptyczni co do tego, czy obecny konflikt saudyjsko-irański zdoła mocno podbić ceny ropy naftowej. Podaż surowca na rynku wciąż mocno bowiem przewyższa osłabiony (m.in. z powodu kryzysu w Chinach) popyt. – Spór saudyjsko-irański sprawia, że na rynek wraca trochę premii za ryzyko, czyli coś, co było długo nieobecne, ale dla inwestorów dużo ważniejszą sprawą od kwestii geopolitycznych nadal są duże zapasy ropy – wskazuje Michael Poulsen, analityk z firmy Global Risk Management.
– Jeszcze nigdy nie widziałem, by przy napięciach politycznych na Bliskim Wschodzie o takiej skali cena ropy wzrosła tak mało, ledwo odrywając się od dna – mówi Juerg Kiener, dyrektor inwestycyjny w Swiss Asia Capital.