GKO to krótkoterminowe obligacje będące symbolem największego kryzysu finansowego w historii współczesnej Rosji. Papiery te o terminach wykupu od trzech do 12 miesięcy w 1998 roku stały się głównym instrumentem finansowania deficytu budżetowego .Do sierpnia 1998 roku ich rentowność przekroczyła 100 proc. i rząd ogłosił niewypłacalność.
Czy Rosji rzeczywiście grozi powtórka? W tych dniach minister finansów Anton Siluanow nawiązał do tego co się stało w 1998 zapewniając, że łatanie dziury w budżecie pożyczonymi pieniędzmi teraz nie wchodzi w grę, ale scenariusz z GKO w roli głównej uznał za możliwy i jest zdecydowany do tego nie dopuścić.
Niezależnie od tego, czy minister chciał tylko postraszyć przypomnienie tego co wydarzyło się w roku 1998 świadczy o skali problemów przed jakimi stoi Rosja grająca na czas i czekająca na odbicie cen ropy naftowej. Opcje finansowania deficytu bazującego na średniej cenie ropy w wysokości 50 dolarów za baryłkę zawężają się, a na jesieni odbędą się wybory parlamentarne, największy wyborczy test Władimira Putina od 2012 roku, kiedy ponownie objął urząd prezydenta.
- GKO mają złą opinię w Rosji - wskazuje Dmitri Postolenko. zarządzający w Kapital Asset Management . Podkreśla on, że dla niego bardziej logiczny byłby zakup długu korporacyjnego na sześć miesięcy niż papierów rządowych.
Putin został premierem rok po bankructwie, a w 2000 zasiadł w fotelu prezydenckim. Był dumny, iż udało się uporządkować finanse kraju. W 1999 roku zadłużenie państwa wynosiło 90 proc. produktu krajowego brutto, a w 2015, według szacunków analityków banku Morgan Stanley, było to tylko około 10 proc. PKB.