W ten sposób inwestorzy zareagowali na to, że Bank Japonii, wbrew powszechnym oczekiwaniom, nie zdecydował się na silniejsze działania stymulacyjne. Rozczarowanie było widoczne również na rynkach europejskich. Niemal wszystkie indeksy giełdowe ze Starego Kontynentu umiarkowanie traciły w czwartek po południu. Niemiecki DAX spadał wówczas o ponad 1 proc.
Rozczarowanie na rynkach było duże, gdyż powszechnie oczekiwano, że Bank Japonii zrobi coś, by osłabić jena. Japońska waluta zyskała od początku roku blisko 10 proc. wobec amerykańskiej a jej kurs wobec dolara sięgnął poziomu z jesieni 2014 r. Umocnienie jena jest czynnikiem, który może szkodzić wynikom japońskich eksporterów, więc przyczyniło się do tego, że indeks Nikkei 225 stracił od początku roku ponad 12 proc. Wstrzymanie się z działaniem przez Bank Japonii był tym bardziej zaskakujące, że w Kraju Kwitnącej Wiśni daje o sobie znać deflacja. Inflacja konsumencka w marcu wyniosła minus 0,1 proc. i po raz pierwszy od 2013 r. była, licząc rok do roku, ujemna. Presja deflacyjna i powolne ożywienie gospodarcze przyczyniły się wcześniej w tym roku do tego, że japoński bank centralny wprowadził ujemną stopę depozytową. Haruhiko Kuroda, prezes Banku Japonii, przekonywał na konferencji prasowej, że skutki wcześniejszych działań stymulacyjnych jego instytucji, już zaczynają być pozytywne dla gospodarki. Trzeba tylko poczekać, aż stanie się to bardziej widoczne. - W sytuacji, w której rynki wciąż są niestabilne w związku z niepewnością dotyczącą gospodarek wschodzących, takie pozytywne zmiany są trudniejsze do dostrzeżenia. Zdecydowaliśmy się więc na dzisiejszym posiedzeniu, by przyjrzeć się bliżej obecnym skutkom naszej polityki - wyjaśnia Kuroda. Szef Banku Japonii zapewnia również, że jego instytucja może bardziej luzować politykę, jeśli pojawi się potrzeba.