I wprawdzie bankowcy lamentują z powodu spadku bonusów i pogarszających się perspektyw zawodowych, ale coraz większe rozpiętości w dochodach napędzają kampanie zarówno Donalda Trumpa, jak i Berniego Sandersa.

Po uwzględnieniu inflacji zarobki bankowców inwestycyjnych i pracowników branży maklerskiej wzrosły o 177 proc. od 1990 r. do 2014 r., według danych US Bureau of Labor Statistics. W tym samym okresie zarobki we wszystkich innych branżach wzrosły zaledwie o 21 proc., do średnio 51 029 USD w 2014 r., co stanowi jedną piątą 264 357 USD zarabianych rocznie przez bankowców i maklerów.

Rozpiętość w dochodach jest jeszcze większa w Nowym Jorku – wynika z danych zebranych przez stanowego rewidenta Thomasa DiNapoli na podstawie zeznań podatkowych. Średni roczny zarobek w branży finansowej włącznie z bonusami wyniósł w mieście w 2014 r. 404 800 USD i był sześć razy wyższy od średniej we wszystkich innych branżach prywatnego sektora. To rozpiętość większa niż w 2011 r., kiedy protestowała Occupy, a średnie zarobki w nowojorskiej branży finansowej były około pięciu razy wyższe niż innych pracowników.

Jedyna zmiana od czasu kryzysu finansowego i tak spowodowała zrzędzenie na Wall Street, bo nagrody w branży finansowej spadły o 35 proc. w porównaniu ze szczytem z 2006 r. i średnio w 2015 r. wyniosły na Wall Street 146 200 USD, o 9 proc. mniej niż w poprzednim roku.

Coraz trudniej jest znaleźć utalentowanych pracowników. Zatrudnieni w branży finansowej szukają szczęścia w Dolinie Krzemowej, a bankom nie udało się zatrzymać spadku popularności wśród studentów biznesu. Od 2011 r. odsetek absolwentów zaczynających pracę w branży finansowej spadł na uniwersytecie Columbia do 16 z 27 proc., a na Harvardzie z 10 do 5 proc.