Gdy 11 września 2015 r. uderzenie pioruna doprowadziło do zawalenia się żurawia budowlanego postawionego na terenie Wielkiego Meczetu w Mekce i śmierci 111 robotników, uznano to za zły omen. Żuraw należał do Saudi Binladin Group, największej saudyjskiej firmy budowlanej, koncernu należącego do rodziny bin Ladenów. Spółka ta dostawała dotychczas blisko 70 proc. rządowych kontraktów budowlanych i była regionalną potęgą. W ciągu ostatnich kilku miesięcy ogłosiła jednak zwolnienie 77 tys. pracowników. Część ze zwalnianych przez nią budowlańców wywołała zamieszki w Mekce, gdyż nie mogła się doprosić niewypłacanych od miesięcy pensji. Saudi Binladin Group jest zadłużona na około 30 mld USD i w bliskowschodnich kręgach finansowych zyskała już miano „zbyt wielkiej, by upaść". Sytuacja tego koncernu może być zdaniem części analityków zapowiedzią poważniejszych kłopotów Arabii Saudyjskiej. Co prawda władze pustynnego królestwa przedstawiły w kwietniu ambitny plan „Saudi Vision 2030" mówiący o głębokich reformach gospodarczych i uniezależnianiu kraju od eksportu ropy, ale może się okazać, że nie będą one miały wystarczająco dużo czasu na jego wdrożenie. Choć ceny ropy mocno wzrosły od tegorocznych dołków, to wciąż są one zbyt niskie, by podtrzymywać saudyjski dobrobyt na takim poziomie jak dotychczas.
Broniąc waluty
O skali napięć w saudyjskim systemie finansowym świadczy choćby to, że na początku maja stopa oprocentowania trzymiesięcznych pożyczek międzybankowych wzrosła do najwyższego poziomu od upadku banku Lehman Brothers, czyli od 2008 r. Spada za to podaż pieniądza i zmniejsza się wielkość depozytów w systemie bankowym. Pojawiły się doniesienia, że rząd rozlicza się papierami dłużnymi z niektórymi podwykonawcami. Władze uspokajają, że rezerwy walutowe wciąż są duże. Saudyjski bank centralny (SAMA) dysponuje wciąż teoretycznie 582 mld USD rezerw. Co prawda spadły one do najniższego poziomu od 2012 r., ale wciąż ta suma może robić wrażenie. Analitycy spierają się jednak, na ile są one płynne. Problemem jest również to, jaką część rezerw SAMA będzie w stanie poświęcić na obronę kursu narodowej waluty. Rial saudyjski jest sztywno powiązany z dolarem amerykańskim, a w momentach kryzysowych wielu spekulantów może chcieć takie powiązanie przetestować.
Przerwanie powiązania kursowego i dewaluacja riala byłyby wstrząsem dla bliskowschodnich rynków finansowych. Analitycy Bank of America zaliczają ten scenariusz do rynkowych „czarnych łabędzi", ale spodziewają się, że mógłby on doprowadzić do spadku cen ropy naftowej nawet do 25 USD za baryłkę. Analitycy Societe Generale radzą zaś klientom zajmować krótkie pozycje na rialu, przewidując, że Arabia Saudyjska będzie zmuszana porzucić powiązanie riala z dolarem. Wciąż jest jednak wielu analityków uważających, że możemy być spokojni o saudyjską walutę. – Utrzymujemy, że w najbliższej przyszłości kurs dolara amerykańskiego do saudyjskiego riala będzie wynosił 3,75. Po gwałtownym spadku ceny ropy rezerwy walutowe Arabii Saudyjskiej uległy zmniejszeniu, jednak w dalszym ciągu utrzymują się na jednym z najwyższych poziomów na świecie. Wartość rezerw walutowych równa jest około 16 miesiącom przychodów z importu, co pozwala bankowi centralnemu Arabii Saudyjskiej na utrzymanie stałego kursu swojej waluty względem dolara. Wyraźny trend wzrostowy na rynku ropy, jaki obserwujemy od jakiegoś czasu, powinien zmniejszyć presję na saudyjską gospodarkę i tym samym – walutę. Przekroczenie poziomu 50 USD za baryłkę potwierdza nasze oczekiwania – mówi „Parkietowi" Matthew Ryan, analityk firmy Ebury.
Bez wątpienia, wyższe ceny ropy dają nieco oddechu Arabii Saudyjskiej, sporą niewiadomą jest jednak to, jak długo zwyżki na rynku naftowym się utrzymają. Wzrost cen ropy obserwowany w ostatnich tygodniach był bowiem głównie skutkiem zaburzeń w podaży surowca, czyli tego, że wielkie pożary lasów w Kanadzie doprowadziły do czasowego wyłączenia wielu tamtejszych pól naftowych, a terroryści w Nigerii nagle zaczęli masowo wysadzać rurociągi. Po stronie popytu sytuacja na rynku wciąż nie wygląda dobrze dla producentów. Wszelka poprawa może być więc tylko tymczasowa.
Futurologia na pustyni
O Arabii Saudyjskiej jest głośno w ostatnich miesiącach nie tylko z powodu kryzysu i kwestii politycznych. Kraj ten zaczyna stopniowo wdrażać ambitne reformy. W środę saudyjski państwowy fundusz inwestycyjny ogłosił, że zainwestuje 3,5 mld USD w firmę Uber. To jedna z największych inwestycji w nienotowaną na giełdzie spółkę technologiczną w historii. To, że przedstawiciel saudyjskiego funduszu znajdzie się we władzach Ubera, już wywołuje krytykę – Arabia Saudyjska jest przecież krajem, w którym kobiety nie mogą prowadzić samochodów. Uber wskazuje jednak, że 80 proc. jego klientów w pustynnym królestwie to kobiety i rozwijając tam działalność, przyczyni się, że więcej Saudyjek będzie mogło dzięki jego usługom dojechać do szkół i miejsc pracy. Współgra to z planami saudyjskich władz mówiącymi, że odsetek kobiet zaliczanych do siły roboczej do 2030 r. się podwoi i sięgnie 30 proc.