Rentowność polskich obligacji dziesięcioletnich spadła w czwartek rano do 3,19 proc., podczas gdy rentowność amerykańskich dziesięciolatek wynosiła 3,20 proc. (po południu rentowności się zrównały i wynosiły 3,21 proc.). To pierwszy przypadek w historii, gdy inwestorzy cenili wyżej polski dług niż amerykański. Przyczyna to m.in. skrajnie różna polityka banków centralnych w obu krajach.
Polskie obligacje dziesięcioletnie są w tym roku raczej w trendzie bocznym. W lutym, czyli w momencie zwiększonego napięcia na światowych rynkach finansowych, ich rentowność dochodziła do 3,6 proc. W kwietniu spadła jednak do 3 proc. W tym czasie rentowność amerykańskich papierów pięła się do góry. Na początku roku wynosiła 2,4 proc. Jesienią 2016 r., przed wyborami prezydenckimi wygranymi przez Donalda Trumpa, była sporo niższa – 1,75 proc. Wówczas rentowność polskich dziesięciolatek sięgała ok. 3 proc.
Powodem tak znaczącego wzrostu rentowności amerykańskiego długu jest w dużym stopniu polityka Rezerwy Federalnej, która konsekwentnie podnosi stopy procentowe. W środę wieczorem Fed dostarczył kolejnego impulsu do wzrostu rentowności amerykańskich obligacji. Opublikował protokół ze swojego ostatniego posiedzenia, a ten dokument okazał się bardzo jastrzębi.
Z protokołu wynika, że część członków Komitetu Otwartego Rynku (FOMC) Rezerwy Federalnej rozważa kwestię czasowego podniesienia stóp ponad poziom, który uznają za „neutralny dla gospodarki w długim terminie". W ostatnich projekcjach Fedu za taki uznano górny przedział docelowego poziomu głównej stopy procentowej, czyli 3 proc. Dlaczego stopy miałyby zostać podniesione jeszcze bardziej? Z protokołu wynika, że argumentowano taki zamysł chęcią ograniczenia ryzyka przekroczenia przez inflację 2-proc. celu oraz zmniejszenia ryzyka, które stanowią „znaczące nierównowagi finansowe". Powszechnie odebrano to jako wyraz niepokoju części decydentów z Fedu przed bańką na rynku akcji.