Partia Demokratyczna potknęła się o program

Garstka umiarkowanych demokratów stała się przeszkodą dla wielkich planów fiskalnych forsowanych przez potężne skrzydło partii.

Publikacja: 02.11.2021 14:09

Partia Demokratyczna potknęła się o program

Foto: Bloomberg

Kyrsten Sinema, senator z Nevady (z lewej), i Joe Manchin, senator z Wirginii Zachodniej, to czołowi

Kyrsten Sinema, senator z Nevady (z lewej), i Joe Manchin, senator z Wirginii Zachodniej, to czołowi przedstawiciele grupy umiarkowanych demokratów. Alexandria Ocasio-Cortez, kongreswomen z Nowego Jorku to "gwiazda" frakcji postępowej u demokratów.

Bloomberg

Gdy w 2019 r. Kyrsten Sinema wygrała wybory do Senatu, postępowi demokraci cieszyli się z tego, eksponując m.in. to, że jest ona pierwszą kobietą otwarcie przyznającą się do ateizmu i biseksualizmu, która zasiadła w izbie wyższej amerykańskiego parlamentu. Minęło kilkanaście miesięcy i nie słychać już pochwał postępowców wobec pani senator z Arizony. Co więcej, stała się ona osobą znienawidzoną przez lewe skrzydło Partii Demokratycznej. O skali tej niechęci może świadczyć incydent z początku października. Grupka aktywistów, zadających Sinemie konfrontacyjne pytania i filmujących ją, weszła za panią senator do publicznej toalety. „Absolutnie nękajcie Sinemę poza kabiną toaletową" – skomentował to feministyczny portal Jezebel (później, po fali oburzenia, zamienił słowo „nękajcie" na „szukajcie konfrontacji"). Przyczyna takich zachowań? Sinema, jako jedna z dwojga umiarkowanych demokratycznych senatorów, blokowała projekt ustawy Build Back Better, czyli propozycję wydatków wartą aż 3,5 bln USD. Sprzeciwiała się też podwyżkom CIT i górnej federalnej stawki PIT. „Ona blokuje naszą ścieżkę do obywatelstwa, ochronę przed deportacjami, płatną opiekę rodzicielską, sprawiedliwość klimatyczną, niższe koszty leków oraz wiele innych rzeczy, których potrzebujemy" – mówił komunikat zrzeszającej nielegalnych imigrantów organizacji LUCHA, która odpowiadała za incydent z nękaniem Sinemy.

Pod ostrzałem lewego skrzydła Partii Demokratycznej jest również Joe Manchin, 74-letni senator z Wirginii Zachodniej. Wzbudził ich niechęć, sprzeciwiając się ustawie Build Back Better, podwyżkom podatków oraz projektowi zmian w prawie wyborczym. Sprzeciwił się też planowi nałożenia na miliarderów podatku od niezrealizowanych zysków kapitałowych. W ramach nacisków na Manchina senator Bernie Sanders zamieścił w jednej z gazet z Wirginii Zachodniej całostronicowe ogłoszenie, w którym wzywał obywateli tego stanu do poparcia planów infrastrukturalnych prezydenta Joe Bidena. Manchin odebrał to jako próbę skłócenia go z elektoratem. – To nie pierwszy raz, gdy ten gość z innego stanu próbuje mówić mieszkańcom Wirginii Zachodniej, co jest dla nich dobre, mimo że nie ma on żadnych związków z naszym stanem. Kongres powinien postępować ostrożnie z wydatkami publicznymi, a ja nie będę głosował za nieodpowiedzialną ekspansją programów rządowych. Żadne ogłoszenie napisane przez samozwańczego niezależnego socjalistę tego nie zmieni – stwierdził Manchin.

Ta „wojna domowa" wśród demokratów na pierwszy rzut oka może dziwić. Oto bowiem dwoje umiarkowanych senatorów stanowi dla planów fiskalnych administracji Bidena znacznie większą przeszkodę niż Partia Republikańska. Nie da się ich przy tym zaszufladkować jako „zdrajców sprawy". Manchin to przecież demokrata „starej daty", który rozpoczął karierę polityczną w 1982 r. Sinema to natomiast była działaczka Amerykańskiej Partii Zielonych, wybrana do Senatu głosami postępowych milenialsów. Udzieliła ona poparcia planowi wprowadzenia minimalnej 15-proc. stawki CIT dla wielkich korporacji oraz nałożenia na miliarderów podatku majątkowego. Wraz z Manchinem nie chce jednak, by podnoszono podatki mniejszym spółkom oraz klasie średniej. Umiarkowani demokraci patrzą również sceptycznie na politykę energetyczną administracji Bidena. (Manchin głosował już przeciwko polityce klimatycznej Obamy). Nie chcą, by prowadziła ona do wyższych cen benzyny i masowych zwolnień górników. Starają się więc bronić interesów wyborców, podczas gdy lewe skrzydło partii próbuje przeforsować ideologiczne pomysły za wszelką cenę. To, że wśród demokratów są umiarkowani politycy reprezentujący wartości bliskie tradycyjnemu elektoratowi, nie powinno dziwić. Dziwne jest raczej to, że w Kongresie są oni zdominowani liczebnie przez radykałów.

Przesuwający się środek ciężkości

GG Parkiet

Partia Demokratyczna posiada obecnie 220 przedstawicieli w liczącej 435 osób Izbie Reprezentantów i 48 ze 100 senatorów. (Dodatkowo dwóch „niezależnych" senatorów jest z nią związanych, a w przypadku klinczu w głosowaniach decyduje głos wiceprezydent Kamali Harris). Spośród demokratycznych kongresmenów i kongresmenek aż 94 należy do Kongresowej Frakcji Postępowej zrzeszającej przedstawicieli lewego skrzydła partii. „Gwiazdami" tej frakcji są takie kongresmenki jak Alexandria Ocasio-Cortez, Rashida Tlaib czy Ilhan Omar. Dla nich polityka fiskalna, energetyczna oraz imigracyjna administracji Bidena jest „za bardzo konserwatywna". Nancy Pelosi, obecna przewodnicząca Izby Reprezentantów, była jedną z założycielek tej frakcji, ale odeszła z niej w 2003 r. po wyborze na liderkę mniejszości w Izbie Reprezentantów. Wielu spośród członków tej grupy należy też do liczącej 114 osób Frakcji Pracy popierającej interesy związków zawodowych. Nieco mniej liczna jest Nowa Koalicja Demokratów, czyli frakcja, która jest liberalna społecznie, ale fiskalnie nieco bardziej konserwatywna. Należy do niej 93 członków Izby Reprezentantów, w tym tacy partyjni prominenci jak Adam Schiff czy Debbie Wasserman Schultz. Tylko 19 kongresmenów należy natomiast do Koalicji Błękitnego Psa, czyli frakcji skupiającej centrystów i partyjnych konserwatystów. To pod wieloma względami spadkobiercy „burbonowych demokratów" z tradycjonalistycznej prowincji. Ich stan posiadania w Kongresie spadał w ostatnich latach. Jeszcze w 2008 r. w tej frakcji było 59 członków Kongresu.

W ostatnich trzech dekadach dał się zauważyć silny dryf Partii Demokratycznej w lewo. W sondażach zaczął rosnąć odsetek członków partii określających się jako „liberałowie" (co w USA jest określeniem lewicowca). „Ćwierć wieku od zakończenia pierwszej kadencji Billa Clintona udział umiarkowanych w partii spadł z 48 proc. do 35 proc., a liberałów powiększył się z 25 proc. do 51 proc. 2020 był pierwszym rokiem, w którym liberałowie stanowili większość w partii" – piszą analitycy Brookings Institution. Skutkowało to tym, że partyjne prawybory zaczęli wygrywać kandydaci popierający pomysły, które jeszcze dziesięć lat temu uznane zostałyby za szalone: reparacje dla potomków niewolników, podatek od niezrealizowanych zysków kapitałowych czy odcięcie finansowania dla policji. (O ile 20 lat temu pomysł kongresmenki Alexandrii Ocasio-Cortez, by budować linie kolejowe poprzez oceany, zostałby utrącony na wczesnym etapie, o tyle w 2019 r. stał się częścią napisanego przez nią projektu ustawy).

GG Parkiet

Demokraci zaczęli wyraźnie odstawać pod względem poglądów od grup stanowiących ich tradycyjny elektorat: środowisk robotniczych mających włoskie, irlandzkie czy polskie korzenie. Swój przekaz kalibrują obecnie dla społeczności imigranckich, afroamerykańskich, dla wielkomiejskich „liberałów" i lewicowych studentów. Wpłynęło to na zmiany w geografii wyborczej. Gdy patrzymy na mapy poparcia dla kandydatów w wyborach prezydenckich z 2016 i 2020 r. w poszczególnych hrabstwach, to widzimy, że niemal cały teren USA jest zaznaczony na nich na czerwono, czyli w kolorze republikanów. Niebieskie, czyli demokratyczne, są: kawałek Wschodniego Wybrzeża, kawałek Kalifornii oraz „wyspy" stanowiące obszary wielkomiejskie lub posiadające bardzo duży odsetek imigrantów bądź Afroamerykanów. O ile w 2008 r. Barack Obama zdobył 69 mln głosów i wygrał w 873 hrabstwach, a Donald Trump uzyskał w 2020 r. 74 mln głosów i wygrał w 2497 hrabstwach, o tyle Joe Biden zdobył w tych samych wyborach 81 mln głosów i wygrał tylko w 477 hrabstwach.

Układanki wyborcze

Lewe skrzydło demokratów z pewnością poczuło wiatr w żaglach po zdobyciu prezydentury przez Joe Bidena. To ośmieliło je do sięgania po pomysły takie jak plany podwyżki CIT i wielkie pakiety stymulacyjne. Mogli oni jednak przecenić skalę poparcia dla partii. Do wyborczej wygranej Bidena doszło przecież w bardzo niecodziennych okolicznościach: pandemii i kryzysu. Pandemia się nie skończyła, a kryzys daje wciąż o sobie znać poprzez inflację, zwalniający wzrost gospodarczy i zakłócenia w łańcuchach dostaw. Administracja Bidena zaliczyła ogromną wizerunkową klęskę w Afganistanie, a Pete Buttigieg, sekretarz ds. transportu, zamiast pracować nad rozładowaniem ogromnych zatorów w portach, przebywa na urlopie rodzicielskim i robi sobie sesje zdjęciowe ze swoim partnerem i adoptowanym niemowlęciem. Średnia sondażowa poparcia dla Bidena spadła z 53,9 proc. w styczniu do 43 proc. w październiku. Biden tracił więc poparcie w tym okresie prezydentury szybciej niż jakikolwiek powojenny prezydent USA. W niektórych sondażach popiera go już tylko 37 proc. Amerykanów.

Jeśli obecne trendy utrzymają się dłużej, to demokraci będą mieć poważny problem podczas wyborów uzupełniających do Kongresu jesienią 2022 r. Odzyskanie przez republikanów kontroli nad Senatem jest bardzo prawdopodobne, a nad Izbą Reprezentantów możliwe. Jeśli tak się stanie, to Biden będzie do końca kadencji tzw. kulawym kaczorem, czyli prezydentem, którego inicjatywy będą zależały od łaski konkurencyjnej partii kontrolującej Kongres. A to znacznie zmniejszy szanse wyborcze zarówno prezydenta Bidena, jak i obecnej wiceprezydent Kamali Harris. Być może więc lewe skrzydło Partii Demokratycznej przeczuwa, że nie ma już wiele czasu, by dokonać wymarzonych przez siebie zmian w gospodarce i społeczeństwie amerykańskim. Będzie więc starało się je coraz mocniej przeforsować przez rok dzielący od wyborów uzupełniających. Barierą dla ich planów pozostanie garstka umiarkowanych demokratów przywiązanych do swojego tradycyjnego elektoratu.

Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp
Gospodarka światowa
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Rządy Trumpa zaowocują wysypem amerykańskich fuzji i przejęć?
Gospodarka światowa
Murdoch przegrał w sądzie z dziećmi