Obawy o recesję na świecie spowodowały silną przecenę wielu surowców, w tym ropy naftowej. To nie stłumi szybko inflacji w Polsce?
Niestety, nie. W naszych prognozach inflacji już założyliśmy, że ceny surowców nie będą szybko rosły. Nie założyliśmy wprawdzie ich przeceny, ale na razie trudno oczekiwać, że ona okaże się trwała. Szoki podażowe na rynku surowców wciąż się utrzymują. Dekoniunktura na świecie będzie tłumiła popyt na surowce, ale nie jest jasne, czy to wystarczy, aby przeważyć nad ograniczeniami podaży. Trzeba pamiętać, że odbicie aktywności na świecie po pandemii było bardzo silne, więc nawet pewne osłabienie popytu może oznaczać, że on mimo wszystko pozostanie silny. Dlatego trudno liczyć na trwały powrót cen ropy do poziomu na przykład sprzed roku. Oczywiście, sama stabilizacja cen surowców sprawi, że inflacja też nieco opadnie, ale to nie będzie gwałtowne zjawisko. Szczególnie że mamy też krajowe czynniki, które inflację napędzają. Na przykład rynek pracy pozostaje mocny.
Wzrost PKB rok do roku jest pod wpływem czynników statystycznych. Jak faktycznie będzie się kształtowała koniunktura? Spodziewa się pani, że przynajmniej przez kilka kwartałów PKB będzie malał w ujęciu kwartał do kwartału, czyli dojdzie do tzw. technicznej recesji?
Jest to możliwe. W danych rok do roku w II połowie roku też będzie widać wyraźne spowolnienie, pomimo tych czynników statystycznych, o których pan wspomniał. Wzrost PKB zwolni z 8,5 proc. w I kwartale i około 6 proc. w II kwartale do niespełna 3 proc. w III kwartale i poniżej 1 proc. w IV kwartale. Na początku 2023 r. prawdopodobny jest nawet spadek PKB rok do roku. Jednym z powodów będzie koniec nadbudowy zapasów. Na początku roku ten czynnik odpowiadał za większą część wzrostu PKB. W warunkach dekoniunktury i obaw przedsiębiorców co do popytu w przeszłości, trudno oczekiwać, żeby zapasy wciąż były kumulowane. Jeśli tego zabraknie, będziemy musieli liczyć na tradycyjne motory wzrostu PKB, czyli konsumpcję, inwestycje i eksport. W świecie wysokiej inflacji, rosnących stóp procentowych i globalnej dekoniunktury, żaden z tych motorów nie będzie działał dobrze.
Większość ekonomistów zdaje się sądzić, że to ostre spowolnienie w gospodarce będzie praktycznie bez wpływu na rynek pracy, że stopa bezrobocia ani drgnie, pozostając w okolicy 5 proc. Czy to nie jest zbyt optymistyczne założenie?
Na razie trudno mówić, że to będzie ostre spowolnienie. Spadek PKB w ujęciu rok do roku, czyli taka tradycyjnie rozumiana recesja, prawdopodobny wydaje się jedynie w I kwartale 2023 r. Poza tym gospodarka będzie ciągle rosła. Po drugie, ta odporność rynku pracy może być pewną zaszłością po covidzie. W trakcie pandemii bardzo dobrze radził sobie przemysł, szczególnie producenci dóbr trwałego użytku. Teraz przemysł hamuje, ale ten sektor jest dość mało pracochłonny. Jednocześnie w sektorze usługowym, który jest pracochłonny, zatrudnienie może rosnąć. Czyli pracownicy zwalniani przez firmy przemysłowe będą mogli znaleźć pracę gdzie indziej, co powinno trzymać stopę bezrobocia w ryzach.