Na obecny wzrost cen na Towarowej Giełdzie Energii miały wpływ ograniczone możliwości energetyki. – Na pewno upał i w związku z tym większy popyt przyczyniły się do wzrostu cen, to naturalna reakcja rynku – mówi Janusz Moroz, wiceprezes RWE Polska.

Aby zaspokoić popyt, w elektrowniach uruchamiano dodatkowe moce, które mają wysokie koszty produkcji. – Jednocześnie na rynku skandynawskim i w Niemczech obserwujemy spadek zapotrzebowania na energię wywołany kryzysem, działa tam prosta zależność między popytem i podażą, a ceny spadają – tłumaczy Paweł Smoleń, wiceprezes Vattenfall Polska.O ile na TGE 1 MWh energia wyceniana jest na 48,2 euro, o tyle na skandynawskim NordPooolu i niemieckiej EPEX na ok. 45 euro, a na hiszpańskiej OMEL na 42,5 euro.

Krajowi odbiorcy nie mogą na tym skorzystać. – Polski rynek przypomina wyspę, możliwości importu są ograniczone, bo brakuje połączeń transgranicznych – mówi Henryk Kaliś z Forum Odbiorców Energii i Gazu. I choć biznes z niepokojem obserwuje rosnące ceny, to jednak liczy na stabilizację. Eksperci potwierdzają, że jest możliwa w najbliższych tygodniach. Zmieniają się bowiem przepisy i producenci będą musieli znaczną część energii sprzedawać poprzez giełdę. Potwierdza to m.in. wiceszef RWE Polska.

– Spodziewamy się poprawy płynności na TGE wraz z pojawieniem się większego wolumenu energii. O ile nie będzie już tak upalnych dni, co ma głównie wpływ na bieżący rynek – mówi. Sytuacja na rynku sprzyja, bo ceny węgla są niskie, a zapasy duże, a paliwo to najważniejszy koszt branży.