– Spodziewam się, że to, co zapisano w wieloletnim planie finansowym państwa zostanie z drobnymi przesunięciami przepisane do projektu budżetu – wyjaśnia prof. Krzysztof Rybiński z SGH. – Nie wydarzyło się nic, co uzasadniałoby jakiekolwiek większe zmiany – dodaje.
Z planu wynika, że gospodarka będzie w przyszłym roku rosła w tempie 3,5 proc., inflacja zaś wyniesie 2,3 proc. W tym wypadku jednak ekonomiści są przekonani, że tak PKB, jak i inflacja będą wyższe. – Nasze prognozy mówią o wzroście rzędu 4,2 proc. i inflacji na poziomie 3,5 proc. – wyjaśnia Ryszard Petru, ekonomista BRE Banku. – Jednak rząd zapewne pozostanie przy swoich szacunkach, bo to daje pewien margines bezpieczeństwa dla budżetu – dodaje.
Tym bardziej że, jak twierdzi prof. Rybiński, założenia dotyczące poziomu wpływów podatkowych i tak są przeszacowane. – Rząd liczy, że podatek VAT przyniesie w przyszłym roku 119,3 mld zł, moim zdaniem może być to trudne, ponieważ planowana podwyżka tego podatku o 1 pkt. proc. uruchomi proces poszerzania szarej strefy – wyjaśnia ekonomista.
Już od przyszłego roku wydatki państwa mają być oparte na regule wydatkowej, zakładającej ich wzrost o stopień inflacji plus jeden procent. Płace w budżetówce mają zostać zamrożone, a waloryzacja rent i emerytur przeprowadzana nie procentowo, ale kwotowo. Premier zapewnia przy tym, że nie zamierza oszczędzać na świadczeniach, zmiana sposobu waloryzacji ma zmniejszyć dysproporcje pomiędzy wypłatami emerytur.
Z wyliczeń rządu wynika, że waloryzacja rent i emerytur według dotychczasowych zasad ma pochłonąć w przyszłym roku 3,76 mld zł. Ekonomiści szacują, że może to być nawet powyżej 4,1 mld zł (uwzględniając fakt, że tegoroczna inflacja sięgnie 2,5 proc., a nie, jak założył rząd, 2 proc.).