Do Polski wpłynęło prawie 9,3 mld euro, co po odliczeniu naszej składki w wysokości 2,8 mld euro, daje nam netto blisko 6,5 mld euro. Grecja dostała na czysto „tylko” 3,2 mld euro.

Statystyki w ujęciu netto budzą zawsze największe emocje polityków i mediów mimo zapewnień Komisji, że nie pokazują całej prawdy o unijnych finansach. Bo ci, którzy na czysto dopłacają – najwięcej Niemcy – wcale na Unii nie tracą. Zyskują wielki rynek zbytu i możliwość dokonywania inwestycji w stabilnych krajach.

Gdyby liczyć w kwotach bezwzględnych, to najwięcej pieniędzy wpłynęło w 2009 roku do Francji – 13,6 mld euro. Przede wszystkim w formie dopłat dla farmerów, na które kraj ten dostał aż 9,7 mld euro. Nic dziwnego, że Paryż jest głównym przeciwnikiem likwidowania wspólnej polityki rolnej.

Wczoraj Janusz Lewandowski, unijny komisarz ds. budżetu, zapewniał, że nie ma zamiaru składać takiej propozycji. – Mówimy tylko o stopniowym zmniejszaniu się wagi polityki rolnej w budżecie unijnym ogółem. To proces, który rozpoczął się w 2003 roku – powiedział Lewandowski. Wtedy udział rolnictwa sięgał 70–80 proc. całości wydatków, teraz spadł do 45 proc.

Stopniowo na znaczeniu zyskuje polityka spójności. W 2009 roku kosztowała 33,9 mld euro i stanowiła 39 proc. unijnego budżetu. Najwięcej – w ujęciu bezwzględnym – wytransferowano do Polski – 6,1 mld euro. W relacji do dochodu narodowego brutto rekordzistami są natomiast Litwa i Estonia. Pieniądze z unijnych funduszy pomocowych stanowiły odpowiednio 4,4 proc. i 3,8 proc. ich dochodu.