Rostowski powinien przedstawić plan, zamiast straszyć wojną

Jacek Rostowski powinien podać konkretne rozwiązania kryzysu w strefie euro zamiast straszyć świat wojną - uważa Stanisław Gomułka

Aktualizacja: 23.02.2017 13:20 Publikacja: 20.09.2011 14:30

Rozpad Unii grozi wojną. Europa jest dziś w niebezpieczeństwie, a jeśli rozpadnie się strefa euro, t

Rozpad Unii grozi wojną. Europa jest dziś w niebezpieczeństwie, a jeśli rozpadnie się strefa euro, to i UE tego szoku długo nie przetrwa - ostrzegł w debacie w Parlamencie Europejskim na temat kryzysu w strefie euro minister finansów Jacek Rostowski

Foto: Fotorzepa, Darek Golik dk Darek Golik

Premier Donald Tusk i inni politycy PO mówią nam, że "dramatyczne" zakończenie wystąpienia ministra finansów Jacka Rostowskiego w Parlamencie Europejskim miało być silnym apelem skierowanym do przywódców strefy euro, aby ci zaczęli "wreszcie" podejmować decyzje prowadzące do zakończenia obecnego stanu napięcia, czy wręcz kryzysu, w strefie euro - uważa Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.

Przypomnijmy, że w ubiegłą środę minister przemawiając w Parlamencie Europejskim w Strasburgu w dramatycznych słowach apelował do szefów strefy euro o pilne działania antykryzysowe. Nie wahał się wspomnieć nawet o groźbie wojny.

W ocenie profesora Gomułki słowa to jedno, a fakt, że z polskiej strony, która od lipca sprawuje w Unii Europejskiej prezydencję, nie padły żadne konkretne propozycje rozwiązania kryzysowej sytuacji. - Ze strony Niemiec, Francji i innych głównych decydentów, czyli MFW i EBC został przedstawiony plan działania, polegający na obniżeniu stopy procentowej od długów Grecji, Portugalii i Irlandii do niskiego poziomu 3,5 proc. - wyjaśnia ekonomista BCC. - Zawierał on też propozycję dalszego skupowania papierów tych i innych zagrożonych krajów - jeśli będzie to konieczne - przez EFSF i EBC. Oczywiście w połączeniu z koniecznością przeprowadzenia reform przez kredytobiorców. Założono też udział sektora prywatnego w oddłużaniu krajów PIIGS. Gomułka przypomniał, że ten plan był całkiem niedawno chwalony przez ministra Rostowskiego.

W jego ocenie minister w swym przemówieniu powinien raczej położyć nacisk na posunięciach, które teraz muszą wykonać zagrożone kraje, szczególnie Grecja.

- Sytuacja Grecji jest wyjątkowo trudna - uważa profesor. - Decyzje należą teraz do niej, a nie do reszty strefy euro. Zdaniem ekonomisty kraj ten ma trzy wyjścia:

- realizować dotychczasowe zobowiązania w kwestii reform (także prywatyzacji) i otrzymywać pomoc w zadeklarowanej lub zwiększonej wysokości

- nie realizować zobowiązań, dopuszczając tym samym możliwość przerwania programu pomocowego, co automatycznie pociąga za sobą niewypłacalność, czyli bankructwo kraju jednak z opcją pozostania w strefie euro;

- ogłosić niewypłacalność, zawiesić obsługę publicznego długu zagranicznego, być może także krajowego i opuścić strefę euro.

Gomułka ubolewa, że minister Rostowski nie wspomniał o tych możliwościach. Nie mówił o tym jak na nie należy zareagować. Sugerował natomiast, chociaż tego wprost nie powiedział, rozwiązanie kryzysu przez przejęcie - w imię solidarności - dużej części długów Grecji i być może innych zagrożonych niewypłacalnością krajów przez Niemcy i inne kraje (ale oczywiście nie przez Polskę), oraz być może finansowanie czy współfinansowanie bieżących deficytów. - Takie rozwiązanie niewątpliwie usunęło by problem na krótką metę, ale też prawie na pewno byłoby zagrożeniem ogromnym dla strefy euro i samego euro na dłuższą metę, bo zachęcałoby te i inne kraje do kontynuowania rozrzutności - uważa ekonomista BCC. - Poza tym byłoby politycznie raczej nie do zaakceptowania przez podatników niemieckich i z innych krajów.

Profesor dodał, że Rostowski mówił wprost o możliwości rozpadu strefy euro, nawet UE, jeśli Grecja wyjdzie ze strefy euro. Nie podał natomiast argumentów na rzecz tej prognozy. - Mówienie o tym i o możliwości wojny w Europie, to w tej sytuacji coś w rodzaju bardzo silnej presji, wręcz szantażu, pod adresem twardego jądra strefy euro i UE - ocenił Gomułka. -  Polska prezydencja wystąpiła w tym momencie w roli rzecznika Grecji i jej nieodpowiedzialnej rozrzutności, a nie UE jako całości.

W ocenie prof. Witolda Orłowskiego, głównego ekonomisty PwC, kraje strefy euro poza Niemcami i małą grupą ich sojuszników robią wszystko, by rozmyć propozycje zaostrzenia zasad wspólnej kontroli fiskalnej, zamiast tego chcąc zmusić Berlin do zgody na emisję euroobligacji. - Sądzę że do czasu wyborów w Niemczech powstanie i rozwinie się niemiecka Tea Party - mówi profesor. - Jej głównym hasłem będzie: „nie płaćmy pieniędzmi niemieckich podatników długów Grecji (Portugalii, Hiszpanii, Włoch)".

Ostrzega on jednak, że stąd już będzie tylko krok do powiedzenia: „przywróćmy markę", a już na pewno do stwierdzenia „dlaczego mamy płacić za budowę dróg w Polsce?". To może oznaczać całkowity paraliż w sprawie budżetu Unii, z nieznanymi konsekwencjami. Wojny w Europie może z tego nie będzie, ale potężny kryzys Unii na pewno.

Orłowski podkreśla, że są na obecną chwilę trzy pewne rzeczy:

- Grecja nie jest w stanie spłacić wszystkich swoich długów, więc niezbędna jest restrukturyzacja.

- Im szybciej i sprawniej, tym lepiej, bo przedłużanie grozi zarażeniem się innych krajów.

- Sensownym sposobem rozwiązania problemu mogłoby być dobrowolne wystąpienie Grecji ze strefy euro i przymusowe przekonwertowanie obligacji w euro na drachmy (odwrotność działań w momencie wstępowania) – oczywiście w zamian za hojną pomoc finansową, która ograniczyłaby skalę kryzysu w Grecji i wsparłaby system bankowy. - Trochę jak z naszymi górnikami, którym płaciliśmy za dobrowolne odejście z kopalni - dodaje ekonomista.

W jego ocenie obecne formy pomocy dla Grecji to wyrzucanie pieniędzy. Pieniądze te są potrzebne na:

- wsparcie greckiego systemu bankowego, który nie wytrzyma restrukturyzacji długu Grecji

- mocne wsparcie tych krajów, które w przypadku niewypłacalności Grecji znajdą się w ryzykownej sytuacji, a mogą uniknąć bankructwa (Portugalia, Irlandia, Hiszpania);

- wsparcie w miarę potrzeby tych europejskich banków, które znajdą się w kłopotach (wygląda na to, że wystarczy krótkookresowe wsparcie płynnościowe, ale niewykluczone oczywiście że może być potrzebny i zastrzyk kapitałowy).

- Polska jest żywotnie zainteresowana rozwiązaniem problemu, ale możemy zrobić bardzo niewiele - zaznacza Orłowski. - W szczególności, nikt nie oczekuje od nas „mediowania" wewnątrz strefy euro – zabierając głos, ryzykujemy że usłyszymy upokarzające: „nie płacicie, to nie zabierajcie głosu". Myślę, że to co jest w zasięgu naszych możliwości to próba zorganizowania grupy chętnych krajów poza strefą euro w blok dążący do przyjęcia wspólnej waluty i reform strefy euro.

Gospodarka krajowa
NBP w październiku zakupił 7,5 ton złota
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka krajowa
Inflacja w listopadzie jednak wyższa. GUS zrewidował dane
Gospodarka krajowa
Stabilny konsument, wiara w inwestycje i nadzieje na spokój w otoczeniu
Gospodarka krajowa
S&P widzi ryzyka geopolityczne, obniżył prognozę wzrostu PKB Polski
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka krajowa
Czego boją się polscy ekonomiści? „Czasu już nie ma”
Gospodarka krajowa
Ludwik Kotecki, członek RPP: Nie wiem, co siedzi w głowie prezesa Glapińskiego