Indeks cen konsumpcyjnych (CPI), podstawowa miara inflacji w Polsce, wzrósł w lutym o 1,4 proc. rok do roku, po zwyżce o 1,9 proc. w styczniu i 2,1 proc. w grudniu. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści spodziewali się zniżki, ale przeciętnie do 1,7 proc. Żaden z nich nie przewidywał, że inflacja wypadnie poza przedział dopuszczalnych odchyleń inflacji od celu NBP (1,5–3,5 proc.). To głównie skutek wyhamowania wzrostu cen żywności. W styczniu sięgał 5,1 proc. rok do roku, w lutym zaś 3,6 proc. – najmniej od kwietnia 2017 r. To w dużej mierze efekt wysokiej bazy odniesienia, który zniknie w kolejnych miesiącach. Ekonomiści zakładają, że inflacja ponownie przyspieszy, aby – znów pod wpływem efektu wysokiej bazy – zwolnić pod koniec roku. Lutowa niespodzianka sprawia jednak, że ścieżka inflacji będzie niżej, niż zakładano. Zamiast w szczycie w połowie roku dotknąć celu inflacyjnego (2,5 proc.), sięgnie prawdopodobnie 2,1 proc.
Czwartkowe dane zwiększyły prawdopodobieństwo scenariusza stabilizacji stóp procentowych nawet przez 2019 r., co sygnalizowała Rada Polityki Pieniężnej. W tym przekonaniu utwierdzić może ją to, że w lutym prawdopodobnie spadła także inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności. W kontekście rosnących coraz szybciej płac jest to anomalia. – Inflacja przyczaiła się w cieniu przy wsparciu czynników jednorazowych. Nihilizmem byłoby zakładać, że procesy gospodarcze ponownie jej nie odsłonią i to w skali większej, niż oczekują inwestorzy – zauważyli w tym kontekście analitycy mBanku.