Zamieścił pan ostatnio na Twitterze ciekawy wykres: pokazywał, że w ub.r. Polska odnotowała największy w UE wzrost deficytu finansów publicznych na szczeblu centralnym. To kontrastuje z dobrym wynikiem sektora finansów publicznych ogółem, gdzie deficyt był najmniejszy od co najmniej 1995 r., wyniósł 1,7 proc. PKB. Poprawa stanu finansów publicznych jest przejściowa?
Wzrostowi deficytu finansów podsektora centralnego towarzyszyła duża nadwyżka w podsektorze ubezpieczeń społecznych. To było zapewne związane z umorzeniem części zobowiązań ZUS wobec państwa. Wpływ tej operacji na wynik całego sektora finansów publicznych był neutralny. Mimo to można się zastanawiać, czy spadek deficytu tego sektora do 1,7 proc. PKB będzie czymś trwałym. Ta poprawa była w dużym stopniu efektem solidnego wzrostu gospodarczego napędzanego głównie przez popyt konsumpcyjny, który stanowi bazę dla VAT. Gdyby pominąć wpływ dobrej koniunktury, to poprawy praktycznie nie widać. Tzw. deficyt strukturalny był stabilny, utrzymał się w okolicy 2,1 proc. PKB. A skoro poprawa stanu finansów publicznych ma głównie charakter cykliczny, to jest ryzyko jego pogorszenia w sytuacji, gdy pogorszy się koniunktura. Zwłaszcza że będzie coraz więcej obciążeń z tytułu zmian demograficznych i wypłat w systemie ubezpieczeń społecznych. Wskazują na to choćby opublikowane niedawno dane GUS o długu ukrytym, który sięga niemal 5 bln zł i stanowi trzykrotność PKB Polski.
W aktualizacji tzw. programu konwergencji Ministerstwo Finansów zakłada, że deficyt sektora finansów publicznych będzie nadal malał i w 2021 r. wyniesie zaledwie 0,7 proc. PKB. To realistyczne prognozy?
Utrzymanie deficytu na założonej ścieżce może być poważnym wyzwaniem. Koniunktura w kolejnych latach nieco się pogorszy, a jednocześnie mamy kolejne deklaracje zwiększenia wydatków publicznych. Obniżanie deficytu w takich warunkach może wymagać podwyższania podatków. Uszczelnianie systemu podatkowego, które już przynosi pewne pozytywne skutki, może się okazać niewystarczające.