Od początku roku stawka CIT dla małych firm, tzn. tych o przychodach do 1,2 mln euro rocznie, została obniżona do 9 proc., z 15 proc. w ostatnich dwóch latach, co i tak było stawką preferencyjną. Jak ocenia pan tę zmianę?
Andrzej Halesiak: Według mnie ona stoi w sprzeczności ze strategią na rzecz odpowiedzialnego rozwoju, która stanowi fundament obecnej polityki gospodarczej. Znajdziemy w niej celną diagnozę, że jednym z problemów naszej gospodarki jest to, że rozwój firm w pewnym punkcie się zatrzymuje. Stąd mamy relatywnie dużo małych firm, które są mało produktywne, nie wnoszą dużo wartości dodanej. Należy więc przełamywać bariery rozwoju firm, działać na rzecz jego przyspieszenia. Wprowadzenie dla małych firm niższej stawki CIT niż dla większych firm moim zdaniem w żaden sposób nie wpływa na realizację tego celu. Przeciwnie, firmy nie będą chciały przeskakiwać progu przychodów, powyżej którego trzeba płacić zwykłą stawkę podatku.
Tyle że duże firmy wcale nie płacą 19 proc. podatku. W 2017 r., gdy już obowiązywała 15-proc. stawka dla małych firm, płaciły one do budżetu średnio 11,2 proc. dochodu, a duże firmy 14,6 proc. W relacji do przychodu małe firmy płaciły 1,5 proc., a duże zaledwie 0,9 proc. Może niższy CIT dla małych przedsiębiorstw to tylko wyrównanie szans, bo dużym łatwiej manipulować podstawą opodatkowania?
Pytanie, czy wyrównywanie szans powinno polegać na zachęcaniu małych firm do optymalizacji podatkowej. A według mnie podatek na poziomie 9 proc. stworzy właśnie bardzo silne bodźce do kreatywności idącej nie w kierunku innowacyjności procesowej i produktowej, tylko w kierunku optymalizacji podatkowej. Firmy zamiast rosnąć i przeskakiwać próg 1,2 mln euro, będą starały się wydzielać część działalności, tworzyć nowe spółki.