Pod koniec ub.r. produkty polskiego pochodzenia odpowiadały już za 12,4 proc. ogółu importowanych przez Niemcy towarów konsumpcyjnych. Rok wcześniej ten udział wynosił 10,7 proc., a gdy wchodziliśmy do Unii Europejskiej w 2004 r. – niewiele ponad 4 proc. Sześć lat temu wyprzedziliśmy pod tym względem Czechy, które wcześniej były w naszym regionie największym dostawcą towarów konsumpcyjnych na niemiecki rynek.
Korzyści ze spowolnienia?
– Anegdotyczne dowody, czyli rozmowy z przedsiębiorstwami, sugerują, że w okresach pogorszenia koniunktury niemieckie firmy przesuwają popyt w kierunku tańszych dostawców z Polski, co łagodzi wpływ osłabienia popytu na polskie produkty z całej zachodniej Europy – tłumaczy „Parkietowi" Marcin Czaplicki, ekonomista z banku PKO BP, który w niedawnym raporcie zwrócił uwagę na to, jak nad Renem rozpychają się polskie przedsiębiorstwa. Dodaje jednak, że to zjawisko – wypieranie przez tańszych polskich dostawców innych firm – powinno dotyczyć głównie dóbr pośrednich (komponentów), a nie konsumpcyjnych.
– Część firm w Niemczech w sytuacji spowolnienia być może korzysta z tych łańcuchów dostaw, które są tańsze, a Polska faktycznie jest tańsza. To mogłoby wspierać polski eksport przy głębszym spowolnieniu w Niemczech, gdy tamtejsze firmy czułyby, że pogorszenie koniunktury jest trwałe. Tego jednak w danych nie widać – zwraca uwagę Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole w Polsce. Przypomina też, że widoczne w Niemczech od połowy ub.r. spowolnienie gospodarcze nie przełożyło się jak dotąd na koniunkturę na tamtejszym rynku pracy i w rezultacie dochody i wydatki gospodarstw domowych.
– Wzrost udziału Polski w niemieckim imporcie nie jest raczej efektem spowolnienia w Niemczech. Ta tendencja utrzymuje się od lat i nie charakteryzuje się wyraźną cyklicznością. Tłumaczyłbym ją raczej poprawą konkurencyjności, coraz silniejszym włączeniem polskich firm w europejskie łańcuchy dostaw – ocenia Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy. Jak dodaje, to, że ekspansja polskich firm ma nie tylko cykliczne podstawy, jest dobrą wiadomością. – Poprawa koniunktury w Niemczech nie musi zahamować wzrostu udziału polskich firm w tamtejszym rynku – mówi.
Bariery u konkurentów
Co ciekawe, sami przedsiębiorcy nie sądzą, aby ich konkurencyjność się poprawiała. W ankietowych badaniach Komisji Europejskiej (tzw. europejski wskaźnik nastrojów – ESI) więcej polskich firm przemysłowych ocenia, że ich konkurencyjność na rynku unijnym maleje, niż że rośnie.