Prognozowany przez was w 2020 r. wzrost PKB o 3 proc. to wciąż byłby dobry wynik w kontekście tego, co dzieje się w strefie euro. Nie unieważniałby tezy o dużej odporności polskiej gospodarki. Jak duże jest ryzyko, że ta odporność jednak zniknie i spowolnienie wzrostu będzie głębsze?
Tym, czego się obawiam, jest zachowanie inwestycji, które mogą rosnąć słabiej od oczekiwań. Inwestycje publiczne minęły już górkę, w przyszłym roku zaczną spadać. Z kolei dynamika inwestycji prywatnych raczej się nie poprawi. To, co dzieje się na Zachodzie, sprawia, że firmy pesymistycznie zapatrują się na przyszłość, a do tego boją się regulacyjnego ADHD i restrykcyjnej polityki podatkowej. Jeśli inwestycje rozczarują, mogą ściągnąć wzrost PKB poniżej 3 proc. Z drugiej strony pojawiają się pewne sygnały odbicia w globalnym przemyśle. Najbardziej może na tym zyskać Europa, która wcześniej najbardziej straciła. W Polsce mogłoby to mieć pozytywny wpływ na inwestycje, bo eksporterzy są zwykle najbardziej skłonni do inwestowania. Tu jest jednak sporo niewiadomych. To, czy globalne odbicie w przemyśle się utrzyma, zależy m.in. od polityki Donalda Trumpa, która jest nieprzewidywalna. Na korzyść wzrostu polskiej gospodarki, choć raczej w 2021 niż w 2020 r., mogą być działania rządu, np. duże projekty inwestycyjne, częściowo publiczne, a częściowo realizowane przez spółki Skarbu Państwa.
Hamowanie gospodarki zaczyna już osłabiać popyt na pracowników. Czy z czasem doprowadzi to do zahamowania wzrostu płac pomimo utrzymującego się niedoboru pracowników i dużej podwyżki płacy minimalnej?
Zakładam, że w przyszłym roku płace będą rosły w tempie około 7,5 proc. pomimo spowalniającej gospodarki. Widzimy, że firmy przed końcem roku starają się zawiesić podwyżki płac, co sprawia, że teraz wzrost wynagrodzeń hamuje w kierunku 6 proc. Z początkiem roku, wraz z podwyżką płacy minimalnej o 15 proc., dynamika płac podskoczy powyżej 7 proc. i na tym poziomie będzie się utrzymywać przez resztę roku.
Czy to oznacza, że spowolnienie nie stłumi inflacji? Będziemy mieli do czynienia z czymś na kształt stagflacji, czyli hamowaniem wzrostu gospodarczego połączonym z przyspieszającym wzrostem cen?
W naszej ocenie w 2020 r. inflacja wyniesie średnio około 3 proc., może nieco mniej. W głównej mierze będzie to skutek rosnącej inflacji bazowej, czyli nieobejmującej cen energii i żywności. Będzie za to odpowiadało kilka czynników, w tym wzrost kosztów pracy, także z powodu podwyżki płacy minimalnej. To najbardziej wpłynie na ceny usług. Do tego presja popytowa, choć osłabła, pozostaje dość silna. Inflacja bazowa w 2020 r. przekroczy 3 proc., a inflacja ogółem będzie podobna. Zakładamy tutaj, że nie będzie trzeci rok z rzędu suszy, ale gdyby tak się stało, inflacja przekroczy 3,5 proc., czyli górną granicę pasma dopuszczalnych odchyleń od celu.