Od niemocy do wszechmocy w cztery tygodnie

Walka z gospodarczymi konsekwencjami pandemii Covid-19 zatarła granice między polityką pieniężną a fiskalną. Ten mariaż przywrócił jednak siły bankom centralnym, które były już na wyczerpaniu.

Aktualizacja: 14.04.2020 09:03 Publikacja: 14.04.2020 07:36

Od niemocy do wszechmocy w cztery tygodnie

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Banki centralne wyczerpały amunicję – oceniał w połowie 2018 r. sekretarz generalny OECD Angel Gurria, komentując doniesienia, że niektóre z tych instytucji są gotowe łagodzić politykę pieniężną w obliczu coraz wyraźniejszego spowolnienia gospodarczego. Gurria nie był w tej ocenie odosobniony. Dekadę po globalnym kryzysie finansowym, na który banki centralne na całym świecie zareagowały cięciem stóp procentowych do rekordowo niskiego poziomu, niekiedy poniżej zera, i zaczęły eksperymentować z niekonwencjonalnymi instrumentami, tylko nieliczne z nich zdołały politykę pieniężną choć trochę znormalizować. Obawy, że w razie kolejnego wstrząsu nie będą w stanie zareagować, wydawały się więc uzasadnione. Sprzyjały temu zresztą apele samych bankowców centralnych do polityków, żeby ci nie pokładali nadmiernych nadziej w polityce pieniężnej i sposobów na rehabilitację kulejących gospodarek szukali raczej wśród narzędzi polityki fiskalnej i strukturalnej. – Już zbyt długo banki centralne niosą ciężar podtrzymywania ożywienia w światowej gospodarce – mówił jesienią ub.r. Claudio Borio, główny ekonomista Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS), bazylejskiej instytucji określanej często mianem banku banków centralnych.

Elastyczna granica możliwości

Dziś tego rodzaju wypowiedzi brzmią jak głosy z zamierzchłej przeszłości. W ciągu niespełna miesiąca okazało się, że banki centralne amunicji mają sporo, być może nieskończenie dużo. W reakcji na epidemię Covid-19, która najprawdopodobniej zepchnie światową gospodarkę w najgłębszą od II wojny światowej recesję, banki centralne od Kanady po Australię poluzowały politykę pieniężną na bezprecedensową skalę, choć w wielu przypadkach rzeczywiście nie miały przestrzeni, aby znacząco obniżyć stopy procentowe. Sięgnęły jednak po sprawdzone podczas globalnego kryzysu finansowego programy skupu aktywów za wykreowane pieniądze (QE), tanie pożyczki dla banków komercyjnych gotowych udzielać kredytów firmom niefinansowym, ale też po nowe instrumenty.

GG Parkiet

Nie obyło się bez wpadek. Do historii polityki pieniężnej przejdą niefortunne wypowiedzi przedstawicieli Europejskiego Banku Centralnego. Na konferencji prasowej po posiedzeniu Rady Prezesów EBC 12 marca, na którym zapadła m.in. decyzja o zwiększeniu skali QE (wznowionego po niespełna roku przerwy w listopadzie ub.r. w reakcji na recesję w przemyśle eurolandu), szefowa frankfurckiej instytucji Christine Lagarde powiedziała, że jej rolą nie jest „domykanie spreadów" na rynku obligacji (tzn. ograniczanie wzrostu rentowności obligacji jednych krajów strefy euro w stosunku do rentowności obligacji innych państw – red.). Po tych słowach rentowność (porusza się w kierunku odwrotnym do cen) papierów Włoch, które były pierwszym europejskim ogniskiem Covid-19, wystrzeliły ostro w górę, a Lagarde jeszcze tego samego dnia tłumaczyła, że oczywiście EBC będzie przeciwdziałał nieuzasadnionej, panicznej wyprzedaży obligacji. Kilka dni później prezes Banku Austrii Robert Holzmann powiedział dziennikowi „Der Standard", że EBC doszedł do granic swoich możliwości, a przeciwdziałanie skutkom pandemii w zgodnej ocenie całej Rady Prezesów frankfurckiej instytucji jest przede wszystkim zadaniem dla polityki fiskalnej. Szybko okazało się, że ta granica możliwości jest bardzo elastyczna. Dzień później EBC ogłosił nowy, pandemiczny program QE, w ramach którego zamierza przeznaczyć w 2020 r. 750 mld euro na skup obligacji skarbowych i korporacyjnych (niezależnie od 120 mld euro dorzuconych wcześniej do „standardowego" QE, który też jest kontynuowany, i praktycznie nieograniczonych zastrzyków płynności dla sektora bankowego). – Odpowiedź EBC na kryzys wywołany koronawirusem jest bez dwóch zdań potężna, i nie chodzi tylko o skalę zakupów, ale też ich większą niż wcześniej elastyczność – ocenił Frederic Ducrozet, obserwator polityki pieniężnej z Pictet Wealth Management.

Pożyczki prosto z banku centralnego

Pewne wahania banków centralnych łatwo zrozumieć. Rezerwa Federalna już na początku marca na nadzwyczajnym posiedzeniu zdecydowała się na obniżkę swojej głównej stopy procentowej o 0,5 pkt proc., do przedziału 1-1,25 proc. Było to jej największe jednorazowe cięcie od grudnia 2008 r. Ta decyzja była przez wielu obserwatorów krytykowana za to, że tylko podsyciła panikę na rynkach finansowych. Sugerowała bowiem, że Fed spodziewa się równie głębokiego załamania koniunktury w USA co w trakcie globalnego kryzysu. A takiego scenariusza nie zakładali wtedy nawet inwestorzy, choć od połowy lutego wyprzedawali akcje. Nim minęły dwa tygodnie było już jasne, że nawet najczarniejsze scenariusze z początku marca były optymistyczne. Fed zaś szybko ogłosił kolejną obniżkę swojej głównej stopy, tym razem o 1 pkt proc., do przedziału 0-0,25 proc., a do tego rozpoczął ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej. Początkowo w ramach QE zamierzał wydać na obligacje skarbowe i hipoteczne 700 mld USD, ale potem wszelkie limity zostały zniesione. Do tego zaś Fed uruchomił szereg innych programów wspierających płynność na rynku kredytowym. Wśród nich są takie, których nie testował nawet w apogeum globalnego kryzysu finansowego. Rozpoczął m.in. skup obligacji spółek, i to nie tylko na rynku wtórnym, ale też pierwotnym, a także jednostek uczestnictwa w dłużnych funduszach typu ETF. Na mocy antykryzysowej ustawy (CARES Act), przyjętej przez Kongres USA pod koniec marca, amerykański Departament Skarbu powierzy Fedowi 450 mld USD tytułem gwarancji dla udzielanych przezeń pożyczek i kupowanych instrumentów dłużnych. Czegoś takiego w historii USA jeszcze nie było. Przewodniczący Fedu Jerome Powell powiedział, że każdy dolar rządowej gwarancji pozwoli tej instytucji wydać 10 USD. To daje wyobrażenie o tym, jaka może być skala wsparcia, jakiej Fed udzieli gospodarce: nie licząc QE, może nabyć instrumenty o wartości 4,5 bln USD. Dla porównania, tyle mniej więcej wynosiły aktywa Fedu przed wybuchem epidemii.

Opisanie pandemicznych działań choćby kluczowych banków centralnych nie zmieściłoby się na tej stronie. Warto jednak zwrócić uwagę na poczynania Banku Anglii (BoE), które zdają się naruszać ostatnie tabu w polityce pieniężnej: zakaz bezpośredniego finansowania rządu przez bank centralny, który obowiązuje w większości państw świata. Brytyjski bank centralny, który w marcu uruchomił program QE o wartości 200 mld funtów, program skupu papierów komercyjnych firm oraz program pożyczek dla banków gotowych udzielać tanich kredytów firmom, w kwietniu oświadczył, że jeśli rząd w Londynie mimo to będzie miał kłopot z zaspokojeniem swoich potrzeb pożyczkowych, bank centralny udzieli mu bezpośredniej pożyczki. Taki sam mechanizm finansowania walki rządu z konsekwencjami epidemii dopuszczono m.in. w Indonezji. Część komentatorów uważa zresztą, że – pomimo innej otoczki – to samo robi Narodowy Bank Polski.

Koniec konserwatyzmu nad Wisłą

Ani w trakcie globalnego kryzysu finansowego, ani później podczas kryzysu zadłużeniowego w strefie euro, NBP nie sięgnął po niekonwencjonalne narzędzia. Nie widział nawet konieczności obniżania do zera stóp procentowych. Pod tym względem nawet na tle banków centralnych innych państw Europy Środkowo-Wschodniej wykazywał się konserwatyzmem. Tę postawę w ostatnich tygodniach porzucił obniżając w dwóch ruchach główną stopę referencyjną z 1,5 do 0,5 proc., rozpoczynając skup obligacji skarbowych na rynku wtórnym oraz uruchamiając kredyty wekslowe dla banków (pożyczki pod zastaw weksli, które banki pozyskują jako zabezpieczenie kredytów dla firm). W zeszłym tygodniu NBP rozszerzył zakres instrumentów, które może kupować na rynku wtórnym o obligacje gwarantowane przez Skarb Państwa, czyli np. emitowane przez BGK i PFR. W ten sposób NBP pomoże tym instytucjom sfinansować pożyczki i dotacje dla firm na kwotę 100 mld zł.

GG Parkiet

Dr hab. Andrzej Rzońca, były członek Rady Polityki Pieniężnej, a dziś główny ekonomista Platformy Obywatelskiej, uważa, że NBP łamie konstytucyjny zakaz pokrywania deficytu w finansach publicznych przez bank centralny. „Znalazło to potwierdzenie już w pierwszych aukcjach (tak początkowo NBP kupował obligacje na rynku wtórnym – red.), które były dokonywane przede wszystkim z państwowymi bankami i poprzedzane transakcjami między tymi bankami a Ministerstwem Finansów" – napisał ekonomista w czwartkowej analizie. Takich krytycznych głosów słychać jednak niewiele. „W tej chwili to nie jest żaden dyshonor. Bank centralny nawet nie próbuje udawać, że robi to w celach służących polityce pieniężnej" – powiedział w rozmowie z portalem 300gospodarka.pl prof. Marek Belka, były prezes NBP, którego trudno posądzać o sympatyzowanie z rządem PiS i swoim następcą w banku centralnym Adamem Glapińskim. Belka nawiązał do tego, że NBP zakupy obligacji skarbowych uzasadniał koniecznością zapewnienia płynności na tym rynku, a nie chęcią pobudzenia aktywności w gospodarce i ustabilizowaniu na dłuższą metę inflacji w okolicy swojego celu inflacyjnego. Krótko mówiąc, chodzi o to, aby umożliwić rządowi znaczące zwiększenie emisji obligacji skarbowych, potrzebne w celu sfinansowania tzw. tarczy antykryzysowej, bez ryzyka, że poskutkuje to silną przeceną tych papierów i wzrostem kosztów obsługi długu.

Częściowa impotencja

Tu zresztą kryje się klucz do zrozumienia, jak to się stało, że banki centralne, które podobno miały już ograniczone pole manewru, zdołały wszystkich zadziwić swoją aktywnością. Oceny, że instytucje te wyczerpały amunicję, dotyczyły ich możliwości wspierania wzrostu gospodarczego. – Impotencja polityki pieniężnej po globalnym kryzysie finansowym stała się oczywista. W reakcji na tamten szok na całym świecie banki centralne obniżyły stopy procentowe do zera lub niżej, ale wpływ tych działań na inwestycje i konsumpcję był ograniczony, bo nadmiernie zadłużone firmy i gospodarstwa domowe nie chciały więcej pożyczać niezależnie od oprocentowania kredytów – tłumaczył w niedawnej debacie na łamach magazynu „Prospect" Adair Turner, były szef brytyjskiego nadzoru finansowego. – W pojedynkę banki centralne są niemal bezsilne, jeśli chodzi o pobudzanie popytu w gospodarce i zapobieganie spadkowi inflacji poniżej ich celów – konkludował. Podkreślał jednak, że instytucje te pełnią istotną rolę w zakresie podtrzymywania płynności w gospodarce. A to właśnie jest dzisiaj ich podstawowe zadanie. Nie chodzi o pobudzanie gospodarki, tylko o to, aby zdrowe instytucje finansowe i firmy były w stanie przetrwać kilka miesięcy zawieszenia. Poza tym, banki centralne nie działają w pojedynkę. Ich ostatnie operacje w dużej mierze nakierowane są na to, żeby rządy mogły zrobić wszystko co potrzeba, aby ograniczyć do minimum gospodarcze konsekwencje tłumienia epidemii Covid-19. W tym sensie instytucje te pełnią dziś wobec rządów i firm niefinansowych tę samą funkcję, którą tradycyjnie pełniły w sektorze bankowym: gwarantują, że wypłacalne podmioty nie upadną wskutek chwilowych zaburzeń płynności. – Fed z pożyczkodawcy ostatniej instancji dla banków sam stał się bankiem komercyjnym ostatniej instancji dla całej gospodarki – powiedział w rozmowie z agencją Bloomberga Michael Feroli, główny ekonomista JPMorgan Chase. Te słowa pasują do ostatnich działań wielu innych banków centralnych.

Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że sternicy polityki pieniężnej sami dostrzegają różnicę między swoją wszechmocą w warunkach kryzysowych i niemocą w normalnych okolicznościach. Jeśli nie, zbyt długo po ugaszeniu pożaru mogą lać płynność w tryby światowej gospodarki, prowadząc do nadmiernego wzrostu inflacji i baniek spekulacyjnych. Dziś to jednak teoretyczne rozważania na temat czasów, których bez interwencji banków centralnych możemy nie doczekać.

Gospodarka krajowa
NBP w październiku zakupił 7,5 ton złota
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka krajowa
Inflacja w listopadzie jednak wyższa. GUS zrewidował dane
Gospodarka krajowa
Stabilny konsument, wiara w inwestycje i nadzieje na spokój w otoczeniu
Gospodarka krajowa
S&P widzi ryzyka geopolityczne, obniżył prognozę wzrostu PKB Polski
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka krajowa
Czego boją się polscy ekonomiści? „Czasu już nie ma”
Gospodarka krajowa
Ludwik Kotecki, członek RPP: Nie wiem, co siedzi w głowie prezesa Glapińskiego