W kontekście epidemii koronawirusa, na którą polski rząd już w połowie marca odpowiedział wprowadzeniem wielu ograniczeń aktywności ekonomicznej, to spora niespodzianka. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie spodziewali się wzrostu stopy bezrobocia do 5,6 proc. Miał to być pierwszy marcowy wzrost tego wskaźnika od 2009 r., czyli okresu globalnej recesji wywołanej kryzysem finansowym.
Z piątkowych danych GUS wynika, że na koniec marca w urzędach pracy zarejestrowanych było nieco ponad 909 tys. bezrobotnych, o 10,5 tys. mniej niż miesiąc wcześniej i o 75,3 tys. mniej niż w marcu ub.r., gdy stopa bezrobocia wynosiła 5,9 proc. Dane dotyczące bezrobocia potwierdzają to, na co wskazywały m.in. statystyki zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw: w marcu nie doszło jeszcze do fali zwolnień. A jeśli zwolnienia były, to w pierwszej kolejności dotykały cudzoziemców, którzy nie mogli się zarejestrować jako bezrobotni.
– Pod koniec marca przedsiębiorcy czekali jeszcze z decyzjami dotyczącymi zwolnień na ogłoszenie tarczy antykryzysowej, która została uchwalona 31 marca w godzinach wieczornych – zauważa Monika Fedorczuk, ekspertka ds. rynku pracy w Konfederacji Lewiatan. Według niej faktycznie zwolnienia jednak były, ale okresy wypowiedzenia sprawią, że uwidocznią się w statystykach bezrobocia dopiero za kilka miesięcy. Albo wcale, bo – jak tłumaczy Fedorczuk – nie każda osoba, która utraciła pracę, ma motywację do rejestracji w urzędzie pracy, szczególnie że kwota zasiłku dla bezrobotnych jest relatywnie niska.
Mimo to w ocenie ekonomistów wyraźny wzrost stopy bezrobocia jest tylko kwestią czasu. Antykryzysowe działania rządu, m.in. pomoc finansowa dla firm utrzymujących zatrudnienie oraz dopłaty do pensji, ograniczą falę zwolnień, ale jej nie zapobiegną. – W kwietniu skala zwolnień na pewno przybrała na sile. I będzie bardzo widoczna także w kolejnych miesiącach. Dlatego wzrost stopy bezrobocia jest nieunikniony i w końcu roku może się ona znaleźć nawet w okolicach 10 proc. – komentuje Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego. Pesymistyczne scenariusze zakładają wzrost tego wskaźnika do nawet 13 proc. GS