Przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw zmalało w maju o 3,2 proc. rok do roku, po zniżce o 2,1 proc. w kwietniu. Wzrost płac wyhamował do zaledwie 1,2 proc. rocznie z 1,9 proc. miesiąc wcześniej. Opublikowane w czwartek dane okazały się gorsze od oczekiwań ekonomistów ankietowanych przez „Parkiet". Na pierwszy rzut oka sugerują, że kryzys wywołany epidemią Covid-19 wciąż psuje koniunkturę na rynku pracy. Wiele jednak wskazuje, że najgorszy okres dla pracowników już minął.
– Negatywne zmiany na rynku pracy wyhamowują, odzwierciedlając powrót popytu na pracę w obliczu odmrożenia gospodarki i wsparcie uzyskane przez przedsiębiorstwa w ramach działań antykryzysowych – przyznaje Marta Petka-Zagajewska, kierownik zespołu analiz makroekonomicznych w PKO BP.
Zwolnienia w ryzach
W sektorze przedsiębiorstw, obejmującym podmioty z co najmniej dziesięcioma pracownikami, w maju było 6174 tys. etatów (przeciętne zatrudnienie to liczba pełnych etatów, a nie pracowników), o 85 tys. mniej niż w kwietniu i o 206 tys. mniej niż rok wcześniej. W samym kwietniu zatrudnienie zmalało jednak jeszcze bardziej, o 153 tys. etatów. Zwykle zaś maj pod względem dynmiki zatrudnienia jest gorszy od kwietnia.
Spadek przeciętnego zatrudnienia w maju o 85 tys. nie oznacza też, że przedsiębiorstwa faktycznie zwolniły tyle osób. Firmy, które czasowo zmniejszyły wymiar etatów swoich pracowników, także raportują to jako spadek zatrudnienia w przeliczeniu na pełne etaty. Wśród pracujących nie uwzględniają też części osób, które pobierają zasiłki opiekuńcze i chorobowe lub przebywają na urlopach bezpłatnych. Ekonomiści szacują, że w kwietniu zwolnienia odpowiadały za mniej więcej jedną trzecią spadku liczby etatów, w maju ich rola była zapewne nieco większa, choć w ocenie Petki-Zagajewskiej wciąż nie dominująca.