Grupa ekonomistów z młodego pokolenia apeluje o zniesienie konstytucyjnego limitu długu publicznego na poziomie 60 proc. PKB. Ten limit jest rzeczywiście anachroniczny, nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości gospodarczej?
Tak jak są mody w ubiorze i w muzyce, tak w myśli ekonomicznej są pewne mody. Ten zapis w konstytucji odzwierciedla modę, która panowała w ekonomii w połowie lat 90. XX w. Dominowały wtedy poglądy bliskie monetaryzmowi. Polska aspirowała też do członkostwa w UE, gdzie obowiązuje limit długu publicznego na poziomie właśnie 60 proc. PKB. Tym limitem pokazywaliśmy, że jesteśmy gospodarką wolnorynkową i implementujemy do krajowego prawa unijne zapisy. Sytuacja w gospodarce realnej i stan debaty ekonomicznej są dziś jednak faktycznie zupełnie inne.
W Polsce dyskusję należy zacząć od tego, czy istnieje w ogóle ryzyko, że ten limit zostanie przekroczy?
Krajowego limitu zadłużenia raczej nie przekroczymy, ale to wynika z tego, że rząd stosuje kreatywną księgowość. Dzisiaj wykorzystujemy do finansowania tarcz antykryzysowych PFR, który nie jest częścią sektora finansów publicznych w rozumieniu ustawy o finansach publicznych. W przeszłości wyrzuciliśmy poza nawias finansów publicznych Krajowy Fundusz Drogowy. Demontaż OFE też był manewrem służącym obniżeniu długu. Konstytucyjny limit długu stosunkowo łatwo jest więc obejść.