To oznacza, że PKB Polski dopiero w 2022 r. wróci do poziomu z końca 2019 r. A potem potencjał wzrostu polskiej gospodarki pozostanie niższy, niż był przed wybuchem pandemii.
Taki scenariusz dla polskiej gospodarki za najbardziej prawdopodobny uważają ekonomiści z Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP. Choć te prognozy, zaprezentowane w piątek w „Raporcie o inflacji", są nieco mniej pesymistyczne, niż sugerował ich krótki opis we wtorkowym komunikacie Rady Polityki Pieniężnej, i tak są zdecydowanie gorsze od oczekiwań większości innych instytucji analitycznych. Przeciętnie ekonomiści spodziewają się obecnie – według badań NBP – spadku PKB w br. o 3,6 proc. i jego wzrostu w 2021 r. o 3,7 proc.
Jak zauważył Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska, na oczekiwania analityków NBP wyraźnie wpłynęły wyniki ankietowych badań wśród firm (tzw. szybki monitoring), których bank centralny od początku pandemii nie udostępnia opinii publicznej. Te badania sygnalizują znacznie głębsze i dłuższe od prognoz większości ekonomistów załamanie inwestycji przedsiębiorstw. Inwestycje ogółem, pomimo stabilizującego wpływu nakładów w sektorze publicznym, w II kwartale br. tąpnęły według DAE NBP o niemal 19 proc. rok do roku, a ich odbicie będzie powolne. Jeszcze w IV kwartale 2022 r. inwestycje ogółem będą o około 8 proc. niższe niż w IV kwartale 2019 r.
Ekonomiści z banku centralnego pesymistycznie oceniają jednak także perspektywy konsumpcji. Po załamaniu w tym roku i odbiciu w przyszłym w 2022 r. wydatki konsumpcyjne mają wzrosnąć tylko o 2,4 proc., podczas gdy w latach 2017–2019 rosły średnio w tempie 4,2 proc. Za tymi prognozami kryje się założenie, że epidemia na długo popsuje koniunkturę na rynku pracy. DAE NBP oczekuje, że liczba pracujących w Polsce zmaleje w tym roku o 2,5 proc., a w 2021 r. o 1,1 proc.