Jak podał w czwartek GUS, od kwietnia do czerwca nad Wisłą powstało 81,9 tys. miejsc pracy, o 44 proc. mniej niż w II kwartale ub.r. (spadek w stosunku do I kwartału br. był jeszcze większy, ale GUS podkreśla, że w pierwszych miesiącach roku tradycyjnie tworzonych jest najwięcej miejsc pracy). Jednocześnie podmioty gospodarcze zlikwidowały 93,6 tys. miejsc pracy. To o 14 proc. więcej niż rok wcześniej (i o 22 proc. mniej niż w I kwartale br., ale pod tym względem początek roku zawsze się wyróżnia).
Dane te sugerują, że w reakcji na wywołany przez pandemię Covid-19 kryzys firmy nie decydowały się na masowe zwolnienia, ale wstrzymały tworzenie nowych miejsc pracy. To tłumaczy, dlaczego nie doszło do znaczącego spadku zatrudnienia (według Eurostatu w Polsce zmalało ono w II kwartale o 1,2 proc. rok do roku, podczas gdy w całej UE o 2,9 pkt proc.), ani gwałtownego wzrostu stopy bezrobocia (na koniec II kwartału wynosiła 6,1 proc., w porównaniu z 5,4 proc. na koniec I kwartału).
O tym, jak Covid-19 zdławił popyt na pracowników, świadczy również to, że na koniec II kwartału wolnymi miejscami pracy dysponowało tylko 27,4 tys. podmiotów gospodarczych, nieco ponad 4,3 proc. ogółu. Łącznie potrzebowały 81,4 tys. pracowników, podczas gdy rok wcześniej wolnych miejsc pracy w polskiej gospodarce było ponad 150 tys.
Wskaźnik wolnych miejsc pracy – tzn. udział wolnych miejsc pracy w ogóle istniejących – utrzymał się w II kwartale w pobliżu 0,6 proc. Tak niski był poprzednio w 2015 r. W 2018 r., gdy firmy powszechnie skarżyły się na niedobór pracowników, sięgał nawet 1,3 proc.